Mam nadzieję że będzie to lepszy film niż "knight of cups", całkiem mi się podobał ale i tak Malicka stać na więcej. Może mniej urwanych scen i więcej dialogów...
Jeśli takie było "Knight of Cups" to nie miej złudnych nadziei... Ostrzegam: Song to Song to kolejny Malick bez scenariusza, czyli symfonia przypadkowych dźwięków, porozrzucanych dialogów i ukrywanych scen. W dodatku bez przerwy mamy doczynienia z narracją w postaci wewnętrznych przemysleń bohaterów, które to przemyślenia mieszają się ze szczątkowymi dialogami. Muzyka nie porywa bo utwory zostały wykorzystane bardzo pobieżnie i są tylko tłem dla całej "sceny miłosnej".
Na pochwałę zasługują Portman i Fass - najlepsi z całej obsady. Plus mała rólka Holly Hunter wypadła bardzo przekonywująco.
Więc najprawdopodobniej zmiana w Malicku nie zaszła, ale jak mogła zajść skoro nadal nie używa przy kręceniu swoich dzieł scenariusza :///
Co się komu podoba, ale ja odnalazłem w filmie pewną prawidłowość i zasadę dotyczącą większości bohaterów, więc seans nie był jakoś szczególnie męczący w tym całym chaosie, a nawet zaintrygowało mnie czy tą zasadą kierował się Malick przy robieniu filmu...
Uprzejmie przestrzegam: nie oczekuj zmiany frontu, bo się zawiedziesz ;)