Nigdy nie mam przekonania, co do produkcji telewizyjnych o niskim budżecie. "Spartacus" kosztował zaledwie 12 mln $, co jak na taką produkcję jest kwotą śmiesznie małą. Ale...



Film o dziwo jest zrealizowany fantastycznie. Mimo, że pojedynki nie są efektowne, krew nie sika na prawo i lewo, to "Spartacus" jest naprawdę bardzo dobrym dziełem. Film trwa prawie 3 godziny i ani przez sekundę nie czułem nudy. A oto przecież chodzi w takich produkcjach. Co prawda akcja opiera się tu głównie na rozmowach, kilka bitew jest nam tylko opowiedzianych, ale klimacik jest bardzo dobry. Świetną rolę odgrywa Goran Visnjić, który wciela się w tytułowego Spartacusa. Nie jest to co prawda poziom Kirka Douglasa, ale nikt po nim tego nie oczekiwał. Jak na produkcję telewizyjną chłop i tak zagrał rewelacyjnie. Jest charyzmatyczny, odważny, silny. Spartacus idealny. Przynajmniej w przypadku Gorana można uwierzyć, że porwałby tłumy. Ma wspomnianą charyzmę w przeciwieństwie do niektórych, obsadzanych w rolach głównych w filmach historycznych, aktorów. Bardzo dobrze spisuje się także Rhona Mitra, aktorka raczej mierna. W "Spartacusie" pokazuje, że potrafi grać i to na wysokim poziomie. Świetnie wypadli też Ian McNeice (większosć z Was może kojarzyć go z "Rzymu", gdzie grał Obwoływacza, który najważniejsze wiadomości przekazywał mieszkańcom miasta), Paul Kynman, Angus Macfayden oraz jak zwykle wspaniale grający, James Frain (niezapomniany Cromwell z "Tudorów"). Zatem "Spartacus" prezentuje naprawdę wysoki poziom aktorski. Podobnie jest z muzyką. Wpada w ucho, a utwór przy napisach końcowych jest fenomenalny. Nie mogę się też przyczepić do bitew i potyczek. Jak na mały budżet, to i tak są pokazane bardzo dobrze. Co prawda zalatują trochę filmami dokumentalnymi Discovery, ale kurna, czego wymagać przy 12 mln budżecie.

Ocena:

8/10