Sandra Bullock w wywiadach mówiła, że jest to Speed razy tysiąc. Bzdura, to jest tysiąc razy gorsze. Główny bohater (ten dobry) był tak beznamiętny, że nawet nie pamiętam jego twarzy, a sama akcja przypominała piramidę zbudowaną z coraz bardziej absurdalnych niebezpieczeństw. Zero napięcia, emocji, zupełny brak klimatu z pierwszej części - statek wrzyna się w nabrzerze i płynie, i płynie, i ciągnie się to jak flaki z olejem. Mierność. Dam, hmm, 5 punktów.
[wrzesień 1997, Łódź]