których nie było. Bo nikt tego filmu nie widział.
A szkoda, bo to film bardzo przewrotny, daleki od koturnu kina kostiumowego.
Reżyser Robert Redford, zdecydowany demokrata, wyraźnie staje tu okoniem w stosunku do demokratów, oddając dużo racji republikanom. Nie czyni ich świętymi. Po prostu zwlania ich z winy za czyny niepopełnione. Obiektywizm i artystyczna odwaga godne najwyższej pochwały.
Film ponoć stanał ością w gardle tak partii demokratycznej USA jak i samemu Barrackowi Obamie.
Redford zdaje się tym filmem mówić, że nie ma czegoś takiego jak słuszna racja, czy racja połowiczna. Jest tylko racja.
"Conspirator", czy też "Spisek" jak chce uważać nasz nudny dystrybutor, to przede wszystkim fenomenalny scenariusz, niekonwencjonalny, w pewnym sensie obcesowy w stosunku do historii USA i taki też jest główny bohater filmu, odtwarzany przez Jamesa McAvoya. Reżyserii Redforda brakuje z tego powodu niekiedy pazura, by bardziej drapieżnie opowiedzieć tę bezceremonialną historię oskarżenia kobiety za grzechy jej syna. Ale film ten jest pierwszorzędnie zagrany, tak przez wspomnianego McAvoya, jak i niezawodnego Toma Wilkinsona, ale przede wszystkim przez ROBIN WRIGHT.

To ona trzyma ten film za pysk i w pełni zasłuzyła jeśli nie na Oscara za najlepszy drugi plan, to co najmniej na nominację.
Jedno, co w tym filmie zawodzi na całej linii to zdjęcia dotąd niezawodnego Newtona Thomasa Siegela (autora zdjęć choćby do "Drive"). Są zwyczajnie zbyt pogodne, a w wielu scenach wręcz prześwietlone.
Mimo to warto. Bo to pasjonujące i inteligentne kino.
No i ta piosenka na końcu - potężna.