Lubię azjatyckie kino, i tym razem też się nie zawiodłem. Ktoś powie że "komedie romantyczne" są nierealne, ale sam przeżyłem podobną historię, przez wiele lat kumplowałem się z jedną dziewczyną, gdy odkryłem że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką, zawalczyłem o nią i udało się, jedyna różnica, to coś czego komedie romantyczne nie pokazują, zwykle kończą się w stylu "...i żyli długo i szczęśliwie". W prawdziwym życiu rzadko tak bywa.
Komedie romantyczne skupiają się zazwyczaj na pierwszej fazie związku lub kłopotach małżeńskich po kilku latach. Niestety nie ma filmów które pokazują jak taki związek utrzymać.
Też lubię. W ogóle to dzięki zwłaszcza filmom południowo-koreańskim (gdyż też nieco tajwańskich i hongkońskich) odkryłem melodramaty i ze zdziwieniem stwierdziłem, że chwytają mnie za serce (ale tylko ich, jakoś amerykańskie to bieda z nędzą dla mnie). W ogóle to kino nie ma być chyba realne (wyjąwszy te pitu pitu kina zaangażowanego - z czego i tak zazwyczaj wychodzi niedorobiony klops za publiczne pieniądze). Przypomina mi się Michaela Jordana i jego mniej więcej: "moim zadaniem było dostarczania rozrywki ludziom, i chyba nieźle się z tego wywiązałem". Dodajmy, że robiąc to nie pajacował! Czyż nie od tego jest srebrny ekran?