oh.my.god. to była ostra jazda i świetnie się bawiłem jak zwykle zresztą na hindusach. obywatele indii zresztą stawili się na projekcji i piskami, krzykami i brawami rozgrzewali atmosferę. jeśli ktoś lubi boolywood nie będzie zawiedziony bo film ma wszystko co trzeba. są trochę inne proporcje niż w filmach z shahrukhiem - mniej romansowo sentymentalnych klimatów i więcej szybkiej akcji(dzieją się takie rzeczy że hongkong się chowa). taka specyfika chiranjeeviego, który jest brzuchatym, wąsatym, mało lovelasowym wielkim klockiem, ale rusza się z typową dla hindusów gibkością. stalin to imię głównego bohatera które nadali mu rodzice komuniści i tu się na szczęście kończą nawiązania do josepha. tak czy owak nie należy zadzierać ze stalinem :) o czy mam nadzieję będziecie się mogli przekonać oglądając da film. shalom
Także polecam ten film, choćby dla samej gry Chiranjeeviego, bo aktor to bardzo dobry.
Nie nazwałbym go klockiem, a jego nadwaga zaskakuje tylko na początku filmu. Potem widz pochłonięty jest już nadzwyczajną siłą i sprawnością fizyczną Stalina :)
Że robi na ekranie rzeczy niemożliwe? No zaraz, a ten... jak mu tam... Hamerykaniec w Matriksie to niby co? No właśnie, to film i nie oczekujmy tu 100% autentyczności.
Jedyny malutki minusik to ksywka Szczurka - moim zdaniem niesmaczna, ale w filmach indyjskich często są takie "niespodzianki".
Daję 7/10.
Master Saikat, dobrze że zaprezentowałeś ten film, chłopie!