Mąż zabija niewierną żonę tasakiem, policja go aresztuje, a sąd skazuje na szafot. Wyrok
zostaje wykonany. Czy ta historia może zakończyć się happy endem? Raczej trudno na to
liczyć, bo nawet jeśli istnieje życie pozagrobowe, bohater marne ma szanse na trafienie do
raju. Jedynym wyjściem jest opowiedzenie całej historii... do tyłu! W ten sposób to, co
najsmutniejsze, czyli ścięcie głowy, spotyka bohatera na samym początku, a później jest
coraz lepiej, kończąc na okresie, który prawie każdy wspomina najlepiej: słodkim
dzieciństwie.

Jak to zostało zrobione? Każda scena filmu puszczana jest wstecz, tak że jej koniec jest w
rzeczywistości początkiem. Co prawda słyszymy zdania normalnie, gdyż w przeciwnym razie
nie byłoby szansy ich zrozumieć, ale na tym kończą się ustępstwa na rzecz naszej percepcji.
Wszystkie dialogi zaczynają się od końca, tak że zawsze najpierw usłyszymy odpowiedź, a później
pytanie. Jak gdyby tego było mało, zdarzeniom towarzyszy komentarz bohatera, który
najwyraźniej nie dostrzega, że ogląda swoje życie wstecz, w związku z czym jego interpretacja
wypadków całkowicie różni się od naszej! Tak zresztą dla niego lepiej, w ten sposób może
liczyć na szczęśliwe zakończenie...

Prawdę powiedziawszy, jest to jeden z najbardziej przewrotnych konceptów w historii kina,
znacznie bardziej radykalny od MEMENTO, gdzie w podobny, "wsteczny" sposób
opowiedziana była tylko pierwsza scena, z kulą wlatującą z powrotem do lufy, itp. Chyba tylko
Czechom mogło przyjść do głowy opowiedzenie w ten sposób CAŁEJ fabuły. Na dodatek
efekt ten nie istnieje sam dla siebie, lecz stanowi o vis comica filmu. Nie mam co prawda
pojęcia, czy publiczność drugiej połowy lat 60tych w pełni go zrozumiała, skoro nawet w
kilkadziesiąt lat później co niektórzy widzowie mieli problemy ze wspomnianym już, znacznie
mniej skomplikowanym dziełem Nolana. Na dzień dzisiejszy STASNY KONEC jest stosunkowo
mało znany, co zakrawa na skandal - ta czeska makabreska, ewenement na skalę światową,
powinna figurować w menu każdego wielbiciela czarnego humoru!