Wyobraźcie sobie połączenie horroru o duchac / slashera i pornosa z wyłączaniem wszystkich składników, dla których widzowie sięgają po te gatunki. Tak w skrócie można by zobrazować „Stormswept” Davida I. Frazera. Nie jest przypadkiem, iż ów reżyser specjalizował się właśnie w kinie XXX, da się odczuć ten specyficzny vibe, pretekstowość fabuły… dialogi co chwila wracają do suchych, żenujących aluzji seksualnych no i sporo tu softcorowych scen erotycznych.
Agentka nieruchomości Dottie wynajmuje Briannie, młodej aktorce, nawiedzoną willę. Ta kwateruje się tam z reżyserem i paroma osobami. Sam Dottie dołącza do ekipy w wyniku sztormu, zmuszona spędzić z nimi noc. Nie są tam jednak sami, bowiem w piwnicy mieszka jeszcze para ??? hmm. Nie wiem, nie zrozumiałem tego wątku do końca. Ale mniejsza, jak wspomniałem willa jest nawiedzona. Przez kogo? Przez zwyrodniałego ducha slave mastera, ale w praktyce przez …. Napelenie. Tak, wszyscy lokatorzy stają się absurdalnie napeleni. No istny horror lol.
Przemocy tu nie ma prawie wcale, w jedyne stricte horrorowe sceny to retrospekcje. Podobno pierwotnie film miał mieć trochę inną fabułę (slasher + orgia), ale zabrakło kasy, były jakieś zmiany obsadowe w trakcie, a na końcu musieli wybrnąć i zarżnęli to ostatecznie montażem.
Efektem jest nudny softcore, który ciągle obiecuje więcej, niż ostatecznie mamy dostać. Lokalizacja jest spoko, obsada … no znana w światku, zdjęcia nawet ok i film nie boli w oczy. Gdyby tylko były tu nie mniej gadania o seksie i seksu, a więcej grozy, akcji, napięcia, przemocy… morderstw, czegokolwiek w tę mankę, to dałoby się to oglądać z jakimś funem z seansu, a tak jest to bardzo męczące przeżycie.