PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=643758}

Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek

The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society
7,0 20 712
ocen
7,0 10 1 20712
5,7 3
oceny krytyków
Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek
powrót do forum filmu Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek

Skupię się tylko w tym wpisie na fabule filmu, w skrócie utalentowana pisarka, miastowa dziewczyna 9/10 po przejściach związanych z II WŚ, świetna kariera, super przyszłość, przystojny, bogaty narzeczony. Jednym słowem wygrywa na starcie życie. Nagle dostaje list od randomowego farmera, że brakuje mu książki do kolekcji. Zatem kariera w odstawkę bo warto, zaznaczam warto pojechać spotkać się z wieśniakami. Po dwóch tygodniach w odstawkę idzie chodząca perfekcja (wesoły, miły, dobry, bogaty, szczodry) mężczyzna na rzecz wieśniaka, co nic dla niej nie zrobił tylko napisał list i mają wspólne hobby lubią czytać książki. To nie jest film romantyczny to jest kpina, to jest zabawianie się widzem. Życie takich scenariuszy nie pisze, a nawet ładne dziewczyny nie są na tyle głupie by robić z bogatego Chada, swojego samca betę. Film irracjonalny, nienadający się do logicznie pojmującego świat człowieka.

ocenił(a) film na 7
TomTailor100

No to tak:
1. Miłość z natury bywa irracjonalna i nie do objęcia ramami logiki. Gdyby wszystko na świecie było logiczne to żylibyśmy w "matematycznej" piramidzie o złotych proporcjach, cholernie nudnej mam wrażenie...
2. Filmy (i inne zjawiska na tym świecie) nie muszą być w 100% logiczne. To może być impuls, kreacja, impresja wypływająca z serca i duszy - mam mnóstwo przykładów z życia własnego i znajomych.
3. "Wesoły, miły, bogaty, szczodry" i jeszcze mógłbyś dołożyć kilka super-pozytywnych przymiotników czasem nie wystarczy. A już szczególnie chodząca perfekcja bywa irytująca. Decydują inne detale np. oczy, głos, zainteresowania, jakaś głębia, może nawet tajemnica, podobna wrażliwość. Już nie wspomnę o braterstwie dusz, czego Juliet doświadczyła dopiero właśnie z Dawsey'em. Oczywiście w kontekście dość wyjątkowej historii, pięknego, dzikiego otoczenia i trochę innych ludzi niż właśnie tych z wielkiego miasta. W tle jest jeszcze utrata bliskich osób. Dla mnie (ale ja uważam się za w miarę rozsądnego romantyka a nie logika) opowieść jak najbardziej realistyczna i broni się.

TomTailor100

Weź człowieku zmień tytuł wątku bo wprowadzasz ludzi w błąd. Po przeczytaniu twojego wywodu, z uwzględnieniem słownictwa jakim operujesz, powinno być: "patrząc oczami incela 2/10". Bądź uczciwy.

Mahosia

Mam prawo do swojej opinii, Ty również pod warunkiem, że nie obrażasz mnie, więc daruj sobie takie teksty, tym bardziej, że nie pasuje do mnie powyższe określenie.

TomTailor100

Ten farmer też był przystojny, inteligentny i zabawny (w barze przy którymś z pierwszym spotkań zauroczył ją błyskotliwym komentarzem), a w życiu i społeczeństwie też raczej dobrze ustawiony, więc coś ci chyba nie wyszło.

TomTailor100

"Życie takich scenariuszy nie pisze" - zdziwiłbyś się jakie scenariusze potrafi napisać prawdziwe życie. ;-)
Zgadzam się z roberic - dla mnie historia jest wiarygodna.
Juliet wcale nie była zakochana w Marku, który też nie był chodzącym ideałem (np. chciał ją kontrolować, to zasypywanie kwiatami było raczej irytujące, rozumiem doskonale jej reakcję), a "zdobył" ją raczej w myśl zasady "chodził, chodził i wychodził". Mimo, że oboje pochodzili z dużych miast (Londyn, Nowy Jork) to w efekcie więcej ich dzieliło niż łączyło. Widać od początku, że nadawali na innych falach (np. rozmowa w ambasadzie o życiu jak karnawał). Widać, że jej najbliższy przyjaciel Sidney, który ją dobrze znał też widział, że z tej mąki ciasta nie będzie (jego reakcja na wieść o zaręczynach). To ukywanie pierścionka także jest dosyć wymowne (i raczej nie chodziło wyłącznie o "bicie bogactwem po oczach").
Zmiana całkowita otoczenia, zagłębienie się w historię obcych ludzi, z którymi wbrew pozorom wiele ją łączy (strata bliskich, miłość do książek, podobna wrażliwość i emocje), pewien skończony etap życia (pustka twórcza po sukcesie satyrycznych wojennych tekstów, lepsze zarobki, dylemat gdzie zamieszkać, itd.) i pytanie - co dalej. To był dobry moment, żeby przewartościować swoje życie i odpowiedzieć na pytanie - czego naprawdę chcę od życia i z kim je spędzić.
Dla mnie historia wiarygodna - zarówno miłości do Dawnseya, jak i przeprowadzki na wyspę.

ocenił(a) film na 5
TomTailor100

Kluczem do zrozumienia jej wyboru jest scena na balu na początku, gdzie ona mówi, że czuje się jakby wyszli z tunelu wprost na karnawał. Narzeczony odpowiada "Nie lubisz karnawału?". W tym momencie ich relacja traci głębię, bo ona zmaga się z wojenną traumą i tym stwierdzeniem próbowała się otworzyć, on natomiast chce zamknąć ten etap i żyć w ułudzie. To dlatego wybrała tego innego, on pozwalał jej się otworzyć i przerobić traumę. Choć fakt film dość uproszczony.

ocenił(a) film na 7
TomTailor100

To nie jest spojrzenie oczami racjonalnego mężczyzny. To obraz widziany oczami podrośniętego chłopca, któremu wydaje się, że osiągnął już wiek męski.

staryzgred

Zawsze znajdzie się jakiś stary zgred, który przyjdzie tylko pomarudzić.

ocenił(a) film na 7
TomTailor100

Nie marudzę, próbuję znaleźć powód tak absurdalnego - moim zdaniem - stanowiska.

By nie przynudzać krótko, jeden argument + komentarz tytułu wpisu.

Dojrzały widz zauważył już w pierwszej scenie, że Mark Reynolds - "chodząca perfekcja (wesoły, miły, dobry, bogaty, szczodry)" - jest wrednym szowinistą. Do pozostałych trafiło to w scenie rozstania, gdy wrócił po niedopitą butelkę szampana.

Nie istnieje coś takiego jak "racjonalny mężczyzna". Faceci są marzycielami, to kobiety najczęściej są racjonalne, choć wolę określenie "pragmatyczne". Kobiety zazwyczaj dokonują właściwych wyborów, mimo że często trudno nam je zrozumieć. I nic dziwnego, stoimy niżej w łańcuchu ewolucji więc odmienne kobiece priorytety są czasem dla nas zaskakujące.

Reasumując. Nadal stoję na stanowisku, że Twój punk widzenia jest skutkiem młodego wieku. Dopuszczam jednak inne jego powody:
1. Urodziłeś się 150 lat za późno i jakimś cudem dotąd nie zauważyłeś, że XIX wiek już się skończył.
2. Jesteś ortodoksyjnym wyznawcą Islamu lub Judaizmu.
3. (... ?) - nie chcę Cię obrażać.

staryzgred

Przypomnę, że ani razu nie napisałem, że jestem dojrzałym widzem i owszem jestem młodym człowiekiem. Mimo wszystko nie mam żadnego kompleksu z nazywaniem się mężczyzną, ponieważ tak jestem postrzegany przez ludzi, którzy znają chociaż część mojej historii, a wynika to z tego, czego w życiu doświadczyłem z nie swojej winy i jak z tego się otrząsnąłem osiągając to czego inni pożądają.

Owszem, mogłem przeoczyć pewne sceny, szczególnie w późniejszej części. Przykro mi, że nie poznałeś w życiu racjonalnego mężczyzny, natomiast muszę Ci powiedzieć, że cechy charakteru nie mają płci i nawet kobiety potrafią być męskie. Czy możesz przedstawić jakieś badanie na wspomniane tezy o kobietach (zarówno o ewolucji jak i właściwych wyborów)? Nie ukrywam, że bardzo zainteresował mnie temat, a lubię poszerzać horyzonty.

Zaznaczyłeś, że mój punkt widzenia jest skutkiem młodego wieku, zatem wycieczki sugerujące owe trzy możliwości (pierwsze dwa to w ogóle jakaś mocna halucynacja), mimo zapewnienia w trzecim punkcie, że nie mają mnie obrazić, właśnie miały taki cel.

To smutne jak na tym portalu wygląda postrzeganie opisów filmów. Nie ma znaczenia co piszesz, koniec jest taki sam.
1) Pozytywna opinia - "gówno się znasz, ja się znam, a ty cicho tam"
2) Negatywna opinia - "gówno się znasz, ja się znam, a ty cicho tam"
Merytorycznej dyskusji bez obrażania, można się doczekać, ale nie portalu internetowym. Ludzie czują się w nim bezkarni i pozwalają sobie na zbyt dużo, co znaczy, że zdecydowanie nie byłbym obojętny na obraźliwe wpisy Twoje czy innych.

ocenił(a) film na 7
TomTailor100

chapeau bas za Twój ostatni akapit.

Punkty 1 i 2 nie miały być obraźliwe, tak je odebrałeś więc przepraszam za brak wyczerpującego wyjaśnienia. W pierwotnej wypowiedzi stwierdzasz, że błędnym był wybór wrażliwego wieśniaka zamiast bogatego szowinisty. To pozwala sądzić, że uważasz iż celem życiowym kobiety jest "dobre" zamążpójście - pogląd europejski z XIX wieku, aktualny dziś tylko w wymienionych środowiskach. Kierowała mną ciekawość, nie złośliwość.

ocenił(a) film na 8
TomTailor100

Ten jej narzeczony wcale nie był idealny. W filmie można wyłapać kontrast pomiędzy Markiem a Dawseyem.
Mark zasypuje Juliet różami, których ta nie ma już gdzie trzymać, Dawsey daje jej kwiaty (bzu?) które zerwał idąc na spotkanie. Z resztą w scenie po ich zerwaniu widać, że te róże jej ciążyły - kiedy się ich pozbyła, od razu poczuła się lepiej, zaczęła pisać (a korytarz wyglądał jak wnętrze kaplicy w domu pogrzebowym).
Pierścionki - Mark daje jej ogromny błyszczący pierścionek, z którym Juliet chyba nie czuje się najlepiej. Na koniec widzimy że pierścionek, który miała po ślubie był zwykły, prosty.
Kiedy Isola pyta Juliet, jakie książki lubi Mark, ta nie odpowiada, bo zapewne Mark, w przeciwieństwie do Dawseya książek nie czyta.
Dodatkowo Mark mówi teksty "nie powianiem pozwolić ci tam płynąć" "nie powinienem cię puścić" - widać było, że nie podoba jej się to, co on mówi. Przecież nie była jego własnością.
Ważna scena - na przyjęciu Juliet tęsknie patrzy na balon który oderwał się od reszty i swobodnie odleciał do góry. Można odnieść wrażenie, że związek z Markiem na początku był ekscytujący, ale później zaczął jej ciążyć. Może po prostu Juliet nie potrzebowała tego, co dawał jej Mark?
Wolała zwykłe, proste życie u boku Dawseya, z którym łączyło ją więcej. Dodatkowo na Guernsey miała wielu przyjaciół, w Londynie miała tylko przyjaciela - wydawcę jej książek.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones