i cierpienia ludzi. Samotna żeglarka na niewielkim jachcie. To metafora możliwości każdego z nas. Co jako jednostka, nie dysponująca ani finansami, ani możliwościami lokalowymi mogę zrobić, aby pomóc ludziom uciekającym przed wojną, strachem, biedą? Tak naprawdę niewiele. Mogę uratować jednego chłopca. Ten film to przejmująca przypowieść, to obraz dylematu moralnego, to konflikt pomiędzy empatią a racjonalnością. Bardzo aktualny, bardzo ważny we współczesnym świecie, będący alegorią ambiwalencji Zachodu wobec kryzysu uchodźczego. A to, co możemy zrobić, aby pomóc, to wyrzucenie linii.
Hmm nie zgadzam się. Nie uważam, że to "przejmująca przypowieść", czy "alegoria ambiwalencji Zachodu". Raczej dość nudny, monotonny film o kobiecie na łódce. Abstrahując od metafor i ukrytego przekazu, przez godzinę oglądamy dość nudne sceny marynistyczne, przez resztę mamy "Chirurgów" wystylizowanych na kapitana Nemo (diagnoza i interwencja pani doktor). Muzyki właściwie brak, sceny na jachcie też nie są najlepsze. Nie do końca rozumiem dlaczego oceniasz film w kategoriach "na ile procent jest zgodny z moim światopoglądem", zamiast ocenić sposób realizacji, scenariusz, cośkolwiek w czym reżyser/scenarzysta/aktorzy mogą błysnąc swoimi zdolnościami
Bo taka jest moja przypadłość, że bardziej oceniam film po tym, jak na mnie osobiście wpłynął, czy poruszył moje emocje, czy dał mi do myślenia - niż po scenariuszu, grze aktorskiej, czy innych aspektach:))
Z tego co mówisz, to nie wpłynął na Ciebie wcale. Utwierdziłaś się jedynie w swoim światopoglądzie. Idę o zakład że dzieło o wymowie mocno "prawicowej" wzbudziłoby w Tobie więcej refleksji, ba może nawet zmieniłabyś swoje dotychczasowe poglądy ;) Serdecznie polecam dokument Lauren Southern, żeby spojrzeć na ten temat z innej perspektywy.
Nie ma sensu dyskutować z takimi ludźmi. Ja już dawno się poddałam. Totalna znieczulica.