Z trudem dotrwałem do końca, film jest nudny zwyczajnie, brakuje mu polotu, bazuje na motywach wykorzystywanych wcześniej wielokrotnie - tylko w lepszy sposób (tu pojawia się "Wyspa", tam "Łowca Androidów", jakieś tam "Ja, Robot"). Ale daleko mu do klasyki gatunku. Jest banalny, razi dydaktyzmem, sentymentalny i cukierkowaty. Nawet fani Willisa zobaczą, że to lukrowane kino. Szkoda czasu. Pomysł fajny, kompletnie niewykorzystany.
Tak miał zagrać, bo jak widziałeś po filmie Surogatów miało wielu ludzi schorowanych, w podeszłym wieku, z problemami zdrowotnymi itp. ukazując ludzi jako samotników zamkniętych w 4 ścianach nie wychodzących z domu, prawie zaniedbanych.
Zgadza się, masz rację. Po prostu męczy mnie Willis kiedy w kolejnym filmie gra taką rolę bo robił to już kilka razy. Ile można. A sam film również jest postmodernistyczną kopią wszystkiego co już wcześniej było. Słabą w dodatku.
Nie zgodzę się z tym, ale opinie szanuje Twoją, bo każdy ma prawo do swojego interpretowania :) Jest wieeeelu aktorów takich, którzy występują w wielu prawie identycznych, oklepanych rolach, ale to jest nie ważne, liczy się zawsze film jako całość.
Film jako całość - owszem. Ale w tym przypadku Surogaci są bardzo złym filmem. Nie bardzo też szanuję aktorów, którzy grają ciągle to samo i tak samo, Willis do nich akurat nie należy - bo mimo, że grał w niezupełnie mądrych filmach akcji, to doskonale znalazł się w takim "6 zmyśle" czy "Death becomes her". Niezły był w "Sin City", "12 Małpach" czy "Barwach Nocy". Ale filmów gdzie gra "zmęczonego życiem policjanta", który ma problemy rodzinne - mam trochę dosyć ;) Ale mniejsza z tym, Surogaci to wyjątkowo zły film i dziwię się, że aktor taki jak Willis wziął w nim udział.