świetne główne role, namiętny Belmondo i femme fatale: Deneuve to najsilniejsze punkty tego filmu! zmieniłabym zakończenie...ale i tak daje 8 na 10! POLECAM
Moim zdaniem Belmondo (czyli aktor, który całe życie grywał fanfarona) nie miał ani warunków do roli Louisa Mahé, ani wewnętrznej prawdy. Stanowił, tym samym, najsłabsze ogniwo w całej historii. Dla odmiany, Catherine Deneuve - w roli łobuza i uwodziciela - sprawdziła się znakomicie! Udowodniła tym samym, po raz kolejny, że ma niesamowite predyspozycje do wcielania się w postaci niejednoznaczne, o wielorakim obliczu (wystarczy przypomnieć sobie jej role we "Wstręcie" czy "Piękności dnia").
Oto co mówi sam Truffaut - wydaje mi się, że zawsze filmowałem tego samego głównego bohatera i że wszystkich jego wykonawców, z Belmondo włącznie, prosiłem, żeby grali jak Leaud.
To chyba wszystko tłumaczy :).
To tłumaczy, że Truffaut nieźle namieszał... Najpierw dokonał zamiany ról płciowych, a potem kazał Belmondo, aby ten grał jak Léaud ;)
Truffaut miał tak osobisty stosunek do swoich filmów, że chyba bał się do tego intymnego świata wpuszczać cechy i maniery aktorów jemu obce, miedzy nim Leaud była tak głęboka duchowa więź, że z czasem zaczęli się wzajemnie przenikać na polu filmu. Kto wie, być może "grać jak Leaud" oznacza ucieleśniać Truffaut na ekranie.
Bardzo możliwe. Podobnie, z resztą, było/ mogło być (?) z Fellinim i Mastroiannim. Mastroianni naśladował miny, gesty, wypowiadał słowa samego reżysera, nosił elementy jego garderoby (słynny kapelusz, płaszcz czy pomarańczowy szal)... Poza tym, każdy z tych fellinowskich bohaterów był, tak naprawdę, kolejnym wariantem jednej i tej samej postaci - tyle, że w innym okresie życia.