Problemem filmu jest - temat. O czym on właściwie jest? O bólu i pustce po starcie bliskiej osoby, z którą się spędziło 50 lat? O trudnej decyzji wyprzedaży gromadzonego długo majątku? O Saint Laurencie czy o jego partnerze?
Reżyserowi zabrakło koncepcji, zdał się na narratora Pierre'a Berge, a ten zaprezentował swój własny strumień świadomości, który jednak nie został ukształtowany w - dzieło sztuki. Dlatego to raczej film telewizyjny niż kinowy. Brakuje w nim obrazu Y.S.Laurenta jako człowieka / partnera / geja / przyjaciela / osoby cierpiącej na depresję / kogokolwiek zresztą.
Polecam koneserom, osobom interesującym się modą.
Hmm, zdaje się, że film jest po prostu po części o każdym z tych elementów, o których wspominasz, choć chyba jednak przeważa motyw straty najbliższej osoby i pozostanie samemu z całą zgromadzoną przez lat 50 spuścizną.
Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że film jest godny polecenia akurat koneserom mody, ponieważ akurat mody i całego tego blichtru z nią związanego jest w filmie niedużo :)
Ja się tak naprawdę nie dowiedziałam wiele o samym Yves Sant Laurent, czułam niedosyt jego osoby.
Jak coś jest o wszystkim, to znaczy, że jest o niczym. Prawdopodobnie, reżyser miał związane ręce kręcąc ten film i najprawdopodobniej, nie miał głównego konceptu na film o Saint Laurentcie. W wyższych sferach do, której narrator należy, warunków nie dyktuje tylko reżyser, ale jest częściowo zdany na wole tego narratora, który w dodatku ma największe prawo do tego co chce powiedziec w filmie, ponieważ miał z nim (Saint Laurent) najbliższy kontakt i majątek. Reżyser podważający to tylko naraziłby się na skandal lub brak chętnych do powstania filmu. Myślę, żę ten film to tylko wspominkowy dokument, który był jednocześnie głownie wywiadem z Pierrem Bergem.
Jak coś jest o wszystkim, to znaczy, że jest o niczym. Prawdopodobnie, reżyser miał związane ręce kręcąc ten film i najprawdopodobniej, nie miał głównego konceptu na film o Saint Laurentcie. W wyższych sferach do, której narrator należy, warunków nie dyktuje tylko reżyser, ale jest częściowo zdany na wole tego narratora, który w dodatku ma największe prawo do tego co chce powiedziec w filmie, ponieważ miał z nim (Saint Laurent) najbliższy kontakt i majątek. Reżyser podważający to tylko naraziłby się na skandal lub brak chętnych do powstania filmu. Myślę, żę ten film to tylko wspominkowy dokument, który był jednocześnie głownie wywiadem z Pierrem Bergem.
Owszem, widać tu jednowymiarowy przekaz ograniczony do osoby Pierra Berga, który miał ostanie słowo przy każdej kwestii związanej z kręceniem i treścią filmu. Zabrakło mi wypowiedzi kogoś z rodziny, osób, które z nim pracowały, dziennikarzy, innych projektantów... Jakiegoś szerszego obrazu, który dzięki większej liczbie osób opowiadających i wtrącających swoje 3 grosze, wyłoniłby się i nakreślił sylwetkę projektanta. Czułam, że wszystkie sceny są na chłodno wyreżyserowane, obmyślane w najdrobniejszych szczegółach. Oczywiste, że wiele aspektów czy epizodów z życia Laurenta zostało skrupulatnie przemilczane pod dyktando jego partnera. Stąd trzeba brać dużą poprawkę na ten dokument i nie traktować go jako główne źródło wiedzy(obiektywne w miarę) o YSL( prędzej biografie) co najwyżej jako dobry wstęp.
Ciekawa jestem filmów biograficznych - jednego cenzurowanego i autoryzowanego przez Berga a drugiego nie:)
Ale na szczęście wszedł właśnie do kin film fabularny stricte o Yves Saint Laurencie. :))
Toć napisałam o nim i tym drugim w ostatnim zdaniu:)
No "Yves Saint Laurent" z Pierrem Niney też jest sygnowany nazwiskiem Berga, więc pewnie jest podobnie jak z tym dokumentem pod względem cenzury i filtrowania treści..
"Saint Laurent", który miał premierę na tegorocznym festiwalu Cannes, został odsądzony do czci i wiary przez Berga z czego można wysnuć wniosek, że to albo naprawdę gniot albo ciekawsza, obiektywniejsza, mniej przekoloryzowana biografia projektanta :) Stawiam na tą drugą opcję:)