miałem ochotę powtarzać coś podobnego, jak Karina w jednej ze scen: "Co by tutaj robić? Nie wiem, co mam robić? Co by tutaj robić? Nie wiem, co mam robić?" Bo wiało nudą i potworną pretensjonalnością, choć według reżysera to pewnie miał być podmuch wolności i szaleństwa...
Klasyka, o której mam teraz pełne prawo powiedzieć (bo jednak obejrzałem do końca), że to w sumie gniot i bzdet z rzadka przeplatany jakimś błyskiem.
trochę się bałam takiej opinii wygłaszać - sama przed sobą głównie, ale mam podobne odczucia względem tego filmu. może nieco bardziej na plus, ale w gruncie rzeczy, gdyby nie te błyski, to faktycznie nie byłoby co robić...
"trochę się bałam takiej opinii wygłaszać"
A czego tu się bać? Dla filmoznawców to pewnie dalej ważny film, ale my jesteśmy już o pół wieku kina mądrzejsi i wiemy, że pewne maniery i style to był ślepy zaułek. Nic z tego w sumie nie wyszło, a szybko się zestarzało. Bo na ogół tak bywa, że szok i pójście pod prąd działa na bardzo krótką metę. Dziś ten "szok" już nie szokuje i widać jak na dłoni, że to wydmuszka.
nie jestem krytykiem filmowym ;) trochę filmów oglądam, niektóre mi się podobają bez gadania, inne nie, ale czasem przypadkiem trafię na jakiś film, o którym dużo nie słyszałam wcześniej, a którym ludzkość się zachwyca z tych czy inszych względów, bliżej mi nieznanych. a kiedy po wyjściu z sali mam wrażenie, że "what the f.?... o.O", to zaczynam wątpić w swoje odczucia :P i tyle, by się zbytnio nie rozwlekać, bo też i sensu w tym nie ma większego :) bałam się, i już. nie Twój interes, dlaczego ;), może mnie zastraszyła rosyjska mafia :D.
Masz rację. Ten film, jak i podobne mu, to po prostu artystyczna gra, intelektualna pustka i ideologiczne odreagowanie na drôle de guerre. Badać go można, patrzeć ciężko. Na przykład Tarantino wyciągnął lekcję z Nowej Fali, zresztą płytko przerobioną, więc do gry oraz pustki dodał jatkę i poczucie absurdu.