Wątek Annie był bardzo sympatyczny i wiarygodny, również ciekawy wątek Sama/Mississippi był za bardzo powiązany z Rasheenem, więc ciężko ocenić jego całokształt, faktem jest, że postać dzieciaka jest bardzo istotna.
Niemniej uważam film za genialny w swoim gatunku. Całkowicie mnie zauroczył, co nie zdarza się często, powiedziałabym, że w przypadku produkcji, którym można przypiąć łatkę "romans"/"komedia romantyczna" nie zdarza się to praktycznie nigdy.
Ogromne brawa dla Josha za udany debiut w potrójnej roli. Mam nadzieję, że jego nowe dzieło, "Liberal Arts" będzie dorównywało poziomem temu filmowi.

jak można stwierdzić, że Rasheen to postać poboczna, kiedy ta postać kreuje prawie całą historię

" Taka banalna historia i życiu w wielkim mieście - praca, szukanie miłości, praca, znajomi." I właśnie o to chodzi, Twoje życie to wieczne fajerwerki? Film pokazał kilka dni z życia ludzi w Nowym Jorku, kilka zwykłych, przeciętnych dni, jakich w naszym życiu wiele. Dlatego lubię ten film - nie zachwyca, ale jest taki realistyczny. Nie cukierkowy, nie ma happy endu na wszystkich polach, aktorzy grali wiarygodnie, bez naciągania, bez minek w amerykańskim stylu typu: mówi "oh", otwiera usta, strzela focha i wychodzi albo najpiękniejsze - nikt nie biegł do nikogo w deszczu, żeby wykrzyczeć, jak bardzo kocha. A powiem nawet więcej - poza przyjaciółmi i długoletnią parą, nikt nie powiedział "kocham" - padło "wielbię", ale nie było banału, nie było rozrywania szat po kilku dniach znajomości. Był strach przed bliskością, związkami itp. - bardzo naturalne i bliskie wielu ludziom odczucia.

....a gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem :)