Również ja obejrzałam ten film ostatnio gdy nadawany był przez TVP, pierwsza myśl, że jest to film bardzo stary, teraz patrzę że zrobiony w 2000, więc ta dziwna jakoś obrazu i była celowa? No może, bo ten wciąż panujący półmrok na pewno.
Na początku nie mogłam pojąć co tam się dzieje, o czym mowa, ale podobała mi się gra pani Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, więc oglądałam dalej. I się wciągnęłam. Obraz robi wrażenie, jednak zbyt wcześnie domyśliłam się jakie będzie zakończenie.
Generalnie gra aktoró świetna, reszta... no cóż...
Właśnie to zakończenie było w tym filmie najlepsze. Całośc ogólnie jakoś drażniąca, denerwująca. A synalek działał mi przez cały film na nerwy. Nawet jakoś żal mi go nie było... Film szedł w takim kierunku, że na końcu już nic nie mogło uratowac tych bohaterów od zagłady. Jakaś taka prosta w dół. Wszystko szare, dołujące... po prostu Szumowska. Ale na liście płac "Antychrysta" też ją znalazłam więc nie dziwi nic.
Myślę, że zakończenie było dobre, bo -- przynajmniej z mojej perspektywy -- zaskakujące. Ten film nie dawał podstaw do tego, żeby oczekiwać w nim jakiś zwrotów akcji, więc dramatyczna końcówka to walor: trudno jej bowiem zarzucić, żeby była przypięta na siłę, albo sprawiała wrażenie nieprawdopodobnej.
Zgadzam się z ogólnym tematem wątku -- film budzi sprzeczne odczucia i jest męczący. Trudność w odbiorze chyba może polegać na tym, że to jest prawdopodobnie również studium depresji. Nie jest to powiedziane wprost, ale trudno inaczej wytłumaczyć niepospolitą milkliwość i emocjonalny chłód głównego bohatera. On najwyraźniej musi cierpieć na jakiś rodzaj depresji, którą dodatkowo zaostrza i pogłębia ustawiczny lęk o matkę. Trzeba pamiętać, że Jan jest dzieckiem, które nie pamięta nawet ojca -- tak wcześnie zmarł. Możliwe, że nerwicę mógł odziedziczyć po ojcu, który zmarł jakoś dziwnie ("gasł, gasł, aż w końcu odszedł" -- może przyczyną jego śmierci również były stany depresyjne? może popełnił samobójstwo z powodu tego typu zaburzeń?).
Wydaje mi się, że przyjęcie takiego założenia pomaga, a może jest nawet niezbędne, żeby móc przez ten film przebrnąć i nie skwitować go uznaniem, że główny bohater to jakaś ciamajda, niemota i maminsynek, i że nie wiadomo, po co o kimś takim kręcić film.
Film jest raczej smutny i trudny, ale nie lubię określenia "dołujący". To film o konieczności komunikacji, o tym, jak ważne jest, żeby rozmawiać, albo żeby choćby próbować rozmawiać. I że żadna prawda nie jest gorsza od oszukiwania najbliższych, nawet jeśli intencje mistyfikacji są szczytne. Być może, że prawda nie zawsze wyzwala, ale fałsz niemal zawsze tworzy dystans.
W moim odczuciu trudniejszy odbiór debiutu Szumowskiej jest wynikiem niemal całkowitego braku identyfikacji autorki z opisywaną rzeczywistością ekranową... A z drugiej strony w roku premiery filmu, jest reżyserką bardzo młodą, powiedziałbym w fazie ,,nazywania świata". Stąd dysonans, stąd chłód odbiorcy wobec, w gruncie rzeczy, słabego filmu. Ciągną go w górę aktorki, odnajdujące w scenariuszu to co najistotniejsze czyniąc z całości rzecz wartościową dla widza do napisów końcowych.
Z kilka lat p.Szumowska znakomicie się odnajdzie w kinie obyczajowym, dojrzeje do tworzenia kina penetrującego mikroświaty. I jakkolwiek to też będzie ,,kino robione w sprawie" to jednak zupełnie inne. Dwie gwiazdki za grające panie. Good night and good luck, esforty .
5/10