Wpadam na film w sieci. Czytam opis, widzę w obsadzie Oldmana, widzę plakat i "melodramat" więc nastawiam się na coś dobrego, w typie "Fortepianu". Włączam i klops. Da się oglądać i w sumie czeka się na rozwój wydarzeń ale romans wylewa się tu litrami; aż trudno jakoś podsumować Oldmana z gołą pupą w jeziorze, tracącego głowę dla Moore. Mimo wszystko finalnie film wychodzi na plus (mocno balansując na cienkiej krawędzi kiczu).