głównie za sprawą czarującej Marii Wachowiak, która perfekcyjnie wcieliła się w rolę rozpieszczonej (dziś napisałbym "bananowej") lekarki Beaty. Moim zdaniem, rożnica poziomu intelektualnego między Beatą i Łomkiem nie była argumentem decydującym o ich rozstaniu, choć nie przeczę, że takiego dysonansu nie było. Odrębne systemy wartości, odmienne pragnienia, dwa paralelne światy, bez części wspólnej - to w perspektywie długofalowej bariera nie do pokonania. Żar namiętności i płomienie uczuć gasną, a wtedy zaczyna się przyzwyczajenie, rutyna, codzienność: "Ona zostałaby ordynatorką w Szklanej Górze, a potem kupiliby psa." I myślę, że Beata właśnie nie chciała popełnić tego samobójstwa. Nie chciała się dusić w tym świcie, który traktowała jako letnie wakacje. Odeszła.
Mimo, że Ludwik Pak (słynny Zdzisław Dyrman) osobiście nie przypadł mi do gustu w roli Łomka to jestem jednak miło zaskoczony estetyką i fabułą. Film polecam.