Wszystko jest sztuczne - historia,aktorzy (S.M.Gellar w miarę trzyma fason,a jej postać jest najlepsza w filmie),nawiązanie do "Niebezpiecznych związków".Ale co ratuje ten film i spowodowało,że zaliczyłam go do,szumnie to się nazywa,moich ulubionych na Filmwebie? Zakończenie.Nie dla fabuły,ale sposobu ukazania.Dla mnie utwór "Bitter sweet symphony" stworzono po to,aby mógł podsumować film w finałowej scenie,która de facto też ocieka sztucznością i głupimi minami aktorów.Tylko wykorzystanie tego utworu spowodowało ocenę 6/10,a nie 4. Polecam,dla zakończenia.
Od tego są fora, żeby na nich się wypowiadać.
Chętnie podyskutuję na temat Twojej zawyżonej oceny tego filmu.
Też daję 6/10, film ma dla mnie dużo plusów i dużo minusów.
Sztuczny, 'amerykański' w złym znaczeniu, historia naciągana, ale z drugiej strony końcówka jest dobra, a historia niesie jakiś przekaz etyczny (trochę naiwnie i dziwnie ale jednak).
A czy każdy film musi mieć przekaz, jasny bądź ukryty? Nie mogą istnieć filmy które wyrażają coś z czym nie mamy do czynienia na co dzień, które na chwilę wyrwą nas z szarej rzeczywistości? To jest lekki film, który można sobie obejrzeć z przyjaciółmi np. w zimowe popołudnie i tyle.
Nie trzeba nad nim dumać i doszukiwać się sensu i logicznego wytłumaczenia zachowań poszczególnych postaci.
Pozdrawiam.
jeśli chodzi o Bittersweet symphony, to też mi się podobało jak dali to na koniec filmu :) "i can change"...