W rzeczy samej film zaczął się całkiem nieźle, rozważałem nagrodzenie go ośmioma czy wręcz dziewięcioma! punktami. Poziom filmu niestety systematycznie spadał za sprawą nieprawdopodobnie banalnych portretów psychologicznych bohaterów. Na plan główny w tym niestety niezbyt doborowym towarzystwie wysuwa się z pewnością osoba Cecile Caldwell, która przez głównego bohatera stopniowo wprowadzana jest w seksualną sferę życia człowieka. Aby wypunktować przykłady skrajnej nierealistyczności tej postać musiałbym jeszcze raz obejrzeć to dzieło, czego wolałbym uniknąć. W każdym razie, moim zdaniem, tacy idioci po prostu nie istnieją, tym bardziej nie dostają się na renomowane wyższe uczelnie.
Ogólnie rzecz biorąc, twórcy filmu oszczędzili sobie ciężkiej pracy związanej z głębszą analizą ludzkiej psychiki i wybrali uklepane schematy, które nie mają prawa bytu w świecie rzeczywistym. Są jednak bardzo piękne i bardzo ckliwe, a te pozytywy niezaprzeczalnie równoważą iż tak na dobrą sprawę, są również gówno warte.
Czarę goryczy została przelana przez bardzo wymowne gesty obecne w jednej z ostatnich scen filmu. Sposób w jaki główna bohaterka zostaje skarcona przez własne środowisko zmroził mi krew w żyłach. Trudno mi sobie wyobrazić jak musi się czuć człowiek postawiony wobec ludzi wymownie kręcącymi głowami. Z jednaj strony szczerze jej współczułem, jednak.... zasłużyła sobie. Zdzira.
Cóż.. szkoda, zapowiadał się ciekawie, a skończyło się na 5 punktach.
Film skojarzył mi się bardzo z "cudzoziemką" Marii Kuncewiczowej, jednak w miarę rozwoju fabuły filmu, drogi obu dzieł zaczęły się zdecydowanie rozchodzić pod względem poziomu prezentowanej rozrywki. Szkoda tylko że połączyło je jeszcze ckliwe zakończenia. W każdym razie "Cudzoziemkę" polecam, choć książka niełatwa, szkołę uwodzenia - nie.
Postanowiłam, że wszystkie filmy które oceniłam nisko, będę komentować, tłumacząc się dlaczego, stąd mój post: film ten był denny z dwóch prostych powodów: 1) fabuła typowa dla amerykańskich filmów o nastolatkach 2)żeby dodać filmowi dramatyzmu dodali dramatyczną końcówkę. mieszanka tych dwóch rzeczy sprawiła, że film obejrzałam tylko ze względu na głównego bohatera, który jest całkiem przystojny. kit, beznadzieja, dramat ma poruszać, stawiać pytania, zastanawiać, a nie... (SPOILER) uśmiercać jednego z bohaterów na końcu żeby wiało tragizmem.
Przede wszystkim uważam, że film powinno się rozumieć, po co jest ten film. Znani aktorzy, ładna fabuła, te cechy przyciągają AMERYKAŃSKIEGO
widza. jendka nie dostaje on tego po co przyszedł do kina. Otrzymuje pewną lekcję życiową. Śmierć głównego bohatera nie miała tylko dodać dramaturgii. Uważam, że chodziło o pokazanie, jakie może być życie, ulotne i nie zawsze można iść po trupach do celu
rozumiem, że takie mogło być przesłanie, ale jednak dość nieudolne wyszło im pokazanie tego, w zasadzie tą śmierć pokazali w dość banalny sposób, wręcz w moim odczuciu karykaturalny. Taką smierć jak Ty opisałeś i jej celowość oddaje chociażby Król Lew. Głównie przy ocenie biorę pod uwagę z jakiego jest gatunku, no chyba przyznasz, że thriller ten nie jest nawet w 1%, a dramatem, jak dla mnie też w nikłym procencie.
Nie wiem po co szufladkować, to chyba mało ważne jak jest nazwany. Zgodzę się, że śmierć była banalna, bo w końcu mogli puścić na niego samochód pędzący 150 mph. Krew mogła być wszęęęęędzie, i może daliby radę na koniec ułożyć go w trumnie. PRZEKAZ. To dramatotrileroromans a nie dokument.
Racja, to nie dokument, ale przecież o to chodzi w filmach, żeby poczuć pewne aspekty życia, którzy na co dzień ludzie nie doświadczają, śmierć tragiczna, niezaplanowana powinna być oddana, w taki sposób aby oddawała chociaż część odczuć jakie mają przy tym jej świadkowie.ale to jest właśnie PRZEKAZ, a nie pokazanie suchych obrazów, które nie oddają tego co oddawać miały. i nie chodzi mi tu o rozlew krwi - to akurat najbanalniejszy sposób ukazania grozy i okrutności zdarzeń. ale nie chcę się czepiać tylko końcówki, po prostu odebrałam to jako tanie kino.