No cóż - na siłę wypromowane nazwiska, kilka dobrych recenzji w "poczytnych" magazynach, dobre opinie krytyków i już mamy "prawdziwego idola artystów". Zróbmy sobie kilkuminutową udawaną fabułę na jakiś banalny temat, zróbmy nietypową "oprawę", a z pewnością grono "wysublimowanych, oryginalnych i jakże natchnionych i wrażliwych" ludzi sztuki będzie się rozpływać w zachwytach - żałosne...
Całość przypomina malowany sedes - wiadomo do czego służy, ale jak się go postawi w muzeum, to z pewnością znajdą się ludzie, którzy będą zachwyceni...