Podchodziłem do niego jak do typowej komedii romantycznej - tak wynikało w końcu z licznych zapowiedzi. Po raz kolejny jednak nasi rodzimi dystrybutorzy poszli w stronę kasy, nie ukazując nam do końca prawdy. Bo co to za komedia romantyczna bez happy endu?:) "Sztuce zrywania" bliżej raczej do lekkiej komedii z elementami dramatu, ale romantyznu za wiele tu nie ma. Schemat typowej komedii romantycznej jest powszechnie znany: 1. poznają się 2. zakochują 2. rozstają 3. happy end. A tutaj autorzy "nagięli" te dosć sztywne reguły. Skrócili punkt 1, zrezygnowali z pokazania 2, wyrzucili 4, a z punktu 3 uczynili cały film:) Czy to dobrze, czy nie, to już zależy od konkretnego widza - mnie ta konwencja nie przekonała, między Jennifer a Vincem nie wyczułem chemii (mimo że w rzeczywistości są parą;]) i chyba znacznie bardziej wolałbym lekko nietypową komedię romantyczną niż pseudorefleksyjny dramat z elementami komedii:)