PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10016709}

Tár

7,2 19 152
oceny
7,2 10 1 19152
7,7 44
oceny krytyków
Tár
powrót do forum filmu Tár

Nie wypowiadam się tutaj na temat scen dotyczących stricte zawodu dyrygenta "od kuchni" - kontaktów z prasą, relacjom z podwładnymi i kierownictwem orkiestry, kierowaniem fundacją itp. Ale jako zawodowy muzyk, który grał na etacie w orkiestrach w Niemczech i Szwajcarii przyznam, że wiele detali jak i niektóre ważniejsze wątki są zupełnie bez sensu; przez co ten film w branży jest oceniany podobnie jak Whiplash wśród jazzmanów - czyli przesadzona historyjka, która ma przede wszystkim zachwycić krytyków i zdobyć worek Oscarów. Oto dlaczego:

* od strony technicznej - dyrygowanie Lydii jest słabe. Oczywiście wielki szacun dla Cate Blanchett bo na pewno wykonała dużo pracy, ale muzyk w mig wyczuje, że jednak zawodową dyrygentką to ona nie jest. Ale rozumiem - trzeba było pokazać, że dyrygentem może zostać nawet gwiazda kina po krótkim kursie rzemiosła.

* jej partnerka pełni rolę koncertmistrzyni orkiestry, i niestety tym bardziej widać że nigdy wcześniej nie miała kontaktu ze skrzypcami. Wygląda kompletnie pokracznie, jej uwagi do innych muzyków są też bez sensu

* z jednej strony pokazane jest że Lydia jest bardzo bogata (co się zgadza - najlepsi dyrygenci mają milionowe majątki), z drugiej próbuje walczyć z hałasami wokół podczas gdy komponuje. No więc kompozytorzy rzeczywiście potrzebują do tego maksimum ciszy, i skoro jej też tak bardzo na tym zależy, dlaczego nie może wyjechać na wieś (jak np. sam Mahler, tak chętnie wspominany w filmie - w sezonie artystycznym dyrygował, a w wakacje wyjeżdżał z miasta aby mieć święty spokój), albo zwyczajnie wygłuszyć swojego pokoju...?

* cały wątek z wiolonczelistką jest z gruntu nietrafiony i śmieszny. Oto dlaczego:
- Lydia pierwszy raz zwraca na nią uwagę podczas przesłuchań do orkiestry. Tylko że absolutnie podstawowa zasada przy przesłuchaniach za kotarą jest taka, aby żaden z przesłuchiwanych muzyków nie wydał żadnego "ekstra" dźwięku, aby zagwarantować maksimum obiektywności dla jury. Normalne są sytuacje, że jeśli ktoś się zagapi i np. zacznie stroić instrument na scenie, komisja z miejsca dziękuje mu za udział. W tym kontekście stukanie obcasami za kotarą i podglądanie cudzych butów przed dyrygenta to czysty absurd

- żaden szanujący się dyrygent nie powierzy wykonanie partii solowej koncertu muzykowi z orkiestry, tym bardziej komuś kto nie jest liderem danej sekcji. A już na pewno nie jakieś wiolonczelistce, którą ledwo co poznał. Kontrakty z Deutsche Grammophon (i każdą inną szanującą się wytwórnią) są planowane na lata do przodu - inwestuje się w muzyków z absolutnego topu, o ugruntowanym nazwisku, którzy "pociągną" masę innych koncertów solowych, recitali, ogólnie całą presję związaną ze sławą. Poza tym nawet jeśli jej koncert wiolonczelowy Elgara w wykonaniu Rosjanki brzmiał świetnie, to jeśli z tamtą orkiestrą zagrała go w wieku 13 lat, można więc założyć że było to te 7-13 lat wcześniej. Niestety, nawet jeśli wybitny muzyk grał mistrzowsko dany utwór, po upływie tylu lat bez kontaktu z tymi nutami po prostu go zapomina - więc skąd Lydia mogła wiedzieć, czy ta Rosjanka wciąż "ma go w palcach"? Cała ta historia, łącznie z informowaniem orkiestry, organizowaniem przesłuchań, doborem solistki była naprawdę komediowa xD

- cała dyskusja o tym, co dołączyć do V Mahlera nie ma sensu, bo symfonia trwa ok. 70min, czyli sama idealnie mieści się na pojedynczej płycie CD. Żadnego koncertu Elgara się tam nie wciśnie. Chyba, że robić wydanie dwupłytowe, ale skoro planem jest nagranie wszystkich symfonii Mahlera to i w tym brak jakiejkolwiek logiki. No i kwestią sporną jest, czy akurat V jest tą największą - dużo większą obsadę ma Symfonia II, równie (bardziej?) znana jest IX (tam wolna część ma 25min, więc 2x więcej niż Adagietto z V - nie ma się czym podniecać że trwa ponad 10min, jak na Mahlera to nie aż tak dużo), a więcej zagadek wiąże się z X Symfonią - bo Mahler zmarł przed jej ukończeniem, brak w niej wielu detali i od 100 lat podejmowane są rozmaite próby jej zwieńczenia

- jest scena, gdzie Lydia dziwi się na słowa partnerki, żeby poczekała z zapraszaniem jej na obiad, bo jej kontrakt nie jest definitywny. Nie ma się czemu dziwić - zawsze, każdy muzyk w etatowej orkiestrze podpisuje pierwszą umowę na czas określony (najczęściej na rok) i odbywa wtedy tzw. okres próbny, gdzie jest oceniany głównie przez muzyków z tej samej sekcji. Tu nie ma się czemu dziwić, i każdy zawodowy dyrygent doskonale o tym wie

* rola dyrygenta w relacji z orkiestrą jest też źle pokazana. Tak naprawdę dyrygent jest dużo bardziej "izolowany" - owszem, może po latach nawiązuje jakieś relacje (romantyczne też się zdarzają), ale na pewno nie chodzi na obiady z nowymi muzykami. A podczas prób czasu jest mało, chodzi o pracę nad konkretnymi detalami, a nie o jakieś bzdurne pytania o sens życia. Owszem, czasem zdarzą się jakieś historie, ale zwyczajowo uwagi dyrygentów są dużo bardziej prozaiczne. Poza tym najlepsi dyrygenci to w 99% absolutnie normalni, zdystansowani ludzie. Gdyby tak nie było, nie byliby zapraszani do współpracy, bo na szczęście czasy się zmieniły i nikt nie chce się męczyć z jakimś bufonem, nawet jeśli dobrze dyryguje

* oczywiście finałowa "europejska" scena jest śmieszna - nie zdarzyło się to nigdzie, nigdy, nikomu. Przynajmniej w najnowszej historii i wśród renomowanych orkiestr, a nie jakiś regionalnych kapel.

* w ogóle film niby podejmuje trudne tematy, jednocześnie posługuje się okrutnie wytartymi, krzywdzącymi stereotypami. Bo jeśli Tajlandia, to brud, tajskie masaże, tanie hotele i słaby angielski. Jeśli Rosjanka (wiolonczelistka), to nieokrzesana, trochę bez dobrych manier, z kanciastym angielskim (scena obiadu). Tfu!

* samo tłumaczenie filmu na polski czasem jest z niewiadomych powodów pomijane (uwagi Lydii po niemiecku podczas prób - odnoszące się do muzyki, ale wciąż dość czytelne dla laików. Nie rozumiem dlaczego czasem je pominięto)
* innym razem stoi w sprzeczności z elementarnymi zasadami muzyki, co jednak jest dość żenujące biorąc pod uwagę tematykę filmu:
- scena z wiolonczelistką - proponuje zmienić nutę As na B ("I would rather change the A flat to B flat"). Zaś wg tłumaczenia chce zmienić As-dur na B-dur (czyli całą tonację utworu, co jest bez sensu biorąc pod uwagę że ta dziwna, żadna melodyjka jest atonalna)
- słowa Lydii o 5 Symfonii Beethovena. Według tłumaczenia temat zaczyna się od ósmej nuty ("the theme begins from the eight note"). Totalny idiotyzm, po angielsku "eight note" nie musi oznaczać kolejności, a wartości rytmicznej, czyli ósemki. Temat zaczyna się od ósemki, nie od ósmej nuty. Ósma nuta w temacie jest totalnie randomowa xD

Podsumowując - może tematyka robi wrażenie dla osób które nie mają kontaktu z muzyką klasyczną "od kuchni", może jakieś sceny / muzyka / montaż / gra aktorska robią wrażenie, może podobać się krytykom i po komentarzach tutaj widzę że wiele osób bierze tę historię bardzo do siebie i traktuje to, co obejrzeli bardzo na serio. Ale tak naprawdę film podchodzi do tematu w sposób nadęty, wyolbrzymiony i wypacza wiele ważnych detali (moje wrażenia pisałem na gorąco po seansie, podejrzewam że takich niedociągnięć jest dużo więcej). Po prostu szokuje mnie, że mając duży budżet i jednak pracując na planie z zawodowymi muzykami (tak, reszta orkiestry z "Berlina" - tak naprawdę z Drezna to prawdziwi muzycy) nikt się nie zapytał jak naprawdę się sprawy mają, co doprowadziło do tak dużego rozminięcia się z prawdą.

skrzypek123

Hej skrzypek123! Jeszcze mi tu nikt tak nie zaimponował, świetnie piszesz! Przeczytałem ze zrozumieniem, i masz 100% poparcia ode mnie. To jest 'z batutą i humorem', co się zowie!!!

ocenił(a) film na 6
skrzypek123

Ciekawe spostrzeżenia, ale mam kilka uwag. Ta partnerka, która "nigdy wcześniej nie miała kontaktu ze skrzypcami" to Nina Hoss. Grała już skrzypaczkę w "Przesłuchaniu", pobierała wtedy lekcje muzyki na tym instrumencie (umiała grać tylko na pianinie), więc nie jest to dla niej novum. Co do powierzenia gry solistce, którą dopiero co dyrygentka poznała, to właśnie jest to pokazane jako złamanie jakiejś zasady panującej wcześniej w orkiestrze. Oczywiście, wynika to z fascynacji dyrygentki młodą wiolonczelistą. To, że nigdy nie wydarzył się taki skandal z wtargnięciem za pulpit, raczej nie może być zarzutem: byłoby to nieprawdopodobne, gdyby nie było filmowo uzasadnione wydarzeniami czy psychiką bohaterki. Swoją drogą w Hanowerze też się nie spodziewali, że dyrektor baletu wysmaruje twarz krytyczce psimi odchodami, a jednak, stało się.

ocenił(a) film na 3
Lukasz_Gugulski

* z wysmarowaniem krytyka odchodami - ok, słyszałem. Wtargnięcie za pulpit też teoretycznie mogło się wydarzyć; choć ale i tak była to jedna z pomniejszych uwag odnośnie filmu.

* powierzenie gry solistce może i odzwierciedla naturę Lydii, tylko że jest serio nierealne (wśród tych sensownych orkiestr). Bo aby być solistą i udźwignąć występ z Berlińczykami trzeba mieć za sobą lata doświadczenia z największymi orkiestrami, a nie tylko spodobać się dyrygentce, bo:
- DG by się nigdy na to nie zgodziło ze względów czysto biznesowych
- muzycy orkiestry tak samo. W orkiestrach są związki zawodowe, rady muzyków itp. To jest skrajny przypadek, ale to nie jest tak że dyrygent moze sobie wziąć jakąś byle koleżankę
- żaden dyrygent (nawet najbardziej kimś zafascynowany) nie zaryzykuje swojej kariery dla ledwo co poznanej osoby - szczególnie dzisiaj, w dobie nagrań, internetu, ogólnie obecności mediów i krytyków sztuki)

* Nina Hoss może i grała wcześniej skrzypaczkę, ale (na szczęście!) urok tego zawodu jest taki, że nie wystarczają lekcje muzyki bezpośrednio przed danym filmem żeby choć troszkę sensownie wyglądać na scenie (szczególnie w przypadku instrumentów smyczkowych, fortepian można zdecydowanie łatwiej "ograć"). Żeby móc w ogóle poprawnie trzymać instrument (nie mówiąc o grze) musiałaby ćwiczyć duuużo więcej; na tyle, że raczej mało które filmy mogą być planowane z tak dużym wyprzedzeniem. Jej wcześniejsze nauki naprawdę nie mają tutaj wielkiego znaczenia, co widać od strony warsztatu.

* podsumowując - nie miałem na celu czepialstwa dla samego wyliczania błędów. Oczywiście, wiem że scenariusz, historia, budowanie postaci itp. Mi chodzi o to, że film jest mocno osadzony w bardzo specyficznym otoczeniu, jednocześnie wiele rzeczy jest tam przesadzonych i podkręconych, i właśnie dlatego inni ludzie mogą mieć całkowicie fałszywe spojrzenie na specyfikę wykonywania zawodu, dyrygentów jako takich, całą szeroko pojętą branżę. Co jednak mnie szokuje, bo łatwo można choć trochę tą historię sprowadzić na ziemię bez wielkich strat w dramaturgii (lepsze tłumaczenie, inne kadrowanie P. Hoss, komunikacja Lydii z orkiestrą, mniejszy patos i odrealnienie, stricte branżowe detale itp.).

* w ogóle pominąłem całą sekwencję z początku filmu, gdzie Lydia uczy dyrygentury na Juliard (?) - trochę mi to wyleciało, ale pamiętam ze podczas seansu miałem potężne ciarki żenady - jest tam ewidentnie opresyjna, seksistowska i rzuca jakieś kompletnie wytarte slogany, które starałem się jak najszybciej wyprzeć, bo tak bardzo były o niczym. No i uwaga studenta że nigdy nie grał Bacha bo tamten miał 13 czy ileś tam dzieci, a czasy się zmieniły i nie współgra to z jego wrażliwością (coś koło tego). Nie ma opcji żeby jakikolwiek muzyk klasyczny nie zetknął się z muzyką Bacha, czy tego chce czy nie - ok, mozna się upierać że jest przeintelektualizowana, bez emocji, zbyt surowa, brakuje jej błysku. Ale argumentowanie osobistej niechęci do tego ile Bach miał dzieci - serio? Co ma piernik do wiatraka...? :D

ocenił(a) film na 6
skrzypek123

Ale tu chodzi o Bacha jako "symbol patriarchatu". Młody radykał odrzuca Bacha z pobudek ideologicznych. Jeśli Tar jest "ewidentnie opresyjna", to przecież nie może być to zarzut wobec filmu. Podobnie jak w przypadku ekscesów w balecie: takie rzeczy się zdarzają. Np. cała afera z Lupą ostatnio. "Inni ludzie mogą mieć całkowicie fałszywe spojrzenie na specyfikę wykonywania zawodu, dyrygentów jako takich"? Ale przecież nikt nie będzie z filmu o Tar wnioskował o Karajanie czy Maksymiuku. Jeśli Marin Alsop poczuła się- po obejrzeniu filmu-  "obrażona jako dyrygentka", to wzbudziło to raczej rozbawienie. Film jest o Tar, a przy okazji o paru problemach z naszej rzeczywistości. Nie jest o wszyskich dyrygentkach, nie jest o wszystkich kobietach, nie jest o wszystkich lesbijkach, itp.

ocenił(a) film na 3
Lukasz_Gugulski

W takim razie odrzucanie Bacha z pobudek ideologicznych jest idiotyczne, bo te nie miały żadnego związku z jego sztuką (zresztą nie wiem czy można stwierdzić że Bach "wyznawał" patriarchat - po prostu takie były czasy, rola kobiet była taka a nie inna i Bach nie miał na to żadnego wpływu), a w historii muzyki jest dużo więcej wątpliwych postaci (Wagner, Szostakowicz). Ale Lydia to podejście wyśmiała, i to w zasadzie jedna z nielicznych kwestii co do których mogę się z nią zgodzić.

Co do dyrygentów - no właśnie myślę że często może być dokładnie odwrotnie jak piszesz, laicy mogą za bardzo wziąć sobie do serca tą historię i błędnie wnioskować o współczesnej branży dyrygenckiej na jej podstawie. Filmy jako takie są wybitnie sugestywne, dużo więcej jest podane na tacy niż np. w książkach. Wyobrażam sobie efekt podobny jak np. na podstawie "Indiany Jonesa", gdzie wiele osób sobie wyrabiało przeidealizowane opinie na temat architektury, albo "Dr Housie" i szpitalnej diagnostyki - no, ale tam było w drugą stronę, te wyobrażenia były bardziej doniosłe niż rzeczywistość.

Dlatego nie słyszałem żeby reakcja Alsop wzbudziła rozbawienie, wręcz odwrotnie - muzycy z którymi rozmawiałem o filmie zgodnie twierdzą że dla niej i dla innych dyrygentów (bardziej dyrygentek) jest krzywdzący, wykrzywiający rzeczywistość - ona chyba go określiła jako "anty-kobiecy", z czym się zgadzam - zwłaszcza obecnie, gdy kobiety-dyrygentki po raz pierwszy zyskują powszechne uznanie i dostęp do największych zespołów i wytwórni.

ocenił(a) film na 6
skrzypek123

Rozbawienie widać choćby w komentarzach pod artykułem:
(https://www.filmweb.pl/news/%22T%C3%A1r%22+to+film+antykobiecy+Cate+Blanchett+o dpowiada+na+krytyk%C4%99+dyrygentki+Marin+Alsop-149166). Mnie też ta reakcja bawi. Film nie był o dyrygentach czy dyrygentach, był o Lydii Tar, dyrygentce. Znajdziesz tu na forum osoby, które negatywnie oceniałyby dyrygentów po obejrzeniu tego filmu?

ocenił(a) film na 3
Lukasz_Gugulski

Sorry, ale komentarzy z tego artykułu nie są dla mnie wyznacznikiem, gdzie 90% wypowiedzi to jakieś durne, obraźliwe, prawackie śmieszkowanie o które jest dużo łatwiej będąc w grupie, zupełnie nic nie wnosi do tematu, a jednocześnie wcale nie świadczy że nikt sobie błędnie nie pomyślał o atmosferze panującej w środowisku klasycznym. Nie mnie oceniać, Alsop pewnie przesadziła z odnoszeniem filmu do osób LGBT, ale jako dyrygentka słusznie mogła się czuć urażona skoro film jest siłą rzeczy zbliżony do jej życiorysu. Mi, jako muzykowi, też średnio pasuje cała narracja, tym bardziej że Tar próbuje udawać coś stricte biograficznego. Dlatego też postanowiłem się odnieść do tych wszystkich ewidentnych pomyłek, pokazać drugą stronę medalu, która jest kompletnie niesłyszana, bo siłą rzeczy branża jest bardzo mała i łatwo można zostać niezrozumianym (już naprawdę pomijam argument Alsop do LGBT, zapewne nietrafiony).

ocenił(a) film na 6
skrzypek123

Ale właśnie pod tamtym artykułem dobór komentatorów, przynajmniej jak na Filmweb, był dość zróżnicowany. Są tam wypowiedzi osób, które z "prawactwem" nie mają nic wspólnego. Po prostu była to nonsensowna wypowiedź, tak samo nietrafiona w stosunku do LGBT, jak i dyrygentek. W każdym razie dzięki za rozmowę.

ocenił(a) film na 8
skrzypek123

No ten student Juliard, który krytykował Bacha, wyszedł na zwykłego dupka i głupka.

skrzypek123

Bardzo dziękuję Ci za twoje spostrzeżenia od strony profesjonalisty. Zwróciłeś uwagę na wiele ciekawych niuasów, które mnie też ciekawiły i Ty ładnie to wyjaśniłeś.Nie jestem muzykiem, ale również zauwazyłam,że aktorka Nina Hoss, którą uwielbiam rzeczywiście inaczej trzymała instrument w porównaniu do skrzypaczek siedzących obok i za nią. Film mi sie bardzo podobał, ale masz rację,że rzeczy na które zwróciłeś uwagę nie było dla filmu najważniejsze to jednak można była wykazać się większą dbałością. Dziękuję za wszystkie ciekawostki. Mam takie proste pytania. 1. Czy dyrygent ma tak dobry słuch,że słyszy każdego muzyka podczas gry na instrumencie? 2. Czy jeśli orkiestrę będzie prowadzic początkujący dyrygent sekcja np. altówek przy wielokrotnym wykonywaniu(np 500) jakiegoś znanego utworu może wejść w innym czasie grając swoje partie lub zgubić rytmikę? przecież mają nuty i wiedzą w którym momencie odegrać swoja partię, możesz wyjaśnic jak to jest?

ocenił(a) film na 3
jenny1000

1. Tak naprawdę to grunt żeby dyrygent nie słyszał poszczególnych instrumentów (chyba że np. klarnet ma akurat jakieś eksponowane solo) - jeśli orkiestra gra czysto, to wszystkie głosy układają się ładnie w całość. Dyrygent raczej nie słyszy danych muzyków, tylko raczej całe sekcje instrumentów; tzn. mógłby w danym momencie "wyostrzać" swoją uwagę, ale podczas wykonania utworu dzieje się mnóstwo rzeczy jednocześnie (tempo, balans, pokazywanie wejść, wyraz itp.) i nie ma na to czasu. Dlatego jeśli coś jest nie tak, to dyrygent prosi żeby dany fragment zagrały razem tylko poszczególne sekcje (żeby się upewnić gdzie tkwi błąd, trochę też przez grzeczność, tak aby nie ganić konkretnych osób przy całej orkiestrze - no, chyba że coś jest totalnie źle). Wtedy też najczęściej ci "odpytywani" muzycy sami sobie zdają sprawę co jest nie tak i z reguły szybko się udaje dane miejsce wystroić.

2. Nawet jeśli orkiestra grała dany utwór 500 razy to zawsze jest otwarta na ruchy dyrygenta - z zasady na początku się mu ufa i muzycy mogą pójść za jego sugestią, nawet jeśli nie zgadza się to z tekstem. Im lepszy dyrygent, tym więcej jednocześnie pokaże (często jedna ręka odpowiada za rytm, druga za ekspresję, dramaturgię), a im lepsza orkiestra, tym szybciej się w tym odnajdzie, zareaguje na wskazówki itp.
Ale może się zdarzyć, że podczas prób wyjdzie że dyrygent jest beznadziejny, wtedy muzycy wiedzą że nie można na nim polegać - niby się go słuchają, ale bardziej skupiają się na nutach, a jeśli zdarzy się jakiś moment kryzysowy to gra się na koncertmistrza, który (często bez świadomości dyrygenta) trochę przejmuje odpowiedzialność za resztę orkiestry.

skrzypek123

99% osób nie zrozumie Twoich zarzutów, bo się najnormalniej w świecie na tym nie zna. Ale ja się z Tobą w pełni zgadzam.
Unikam filmów o tematyce muzyki klasycznej, bo mnie totalnie wpienia ewidentny brak zaczerpnięcia wiedzy u fachowców. Nie mogę patrzeć na to pokraczne trzymanie instrumentów, brak synchronizacji choćby smyczka z dźwiękiem, na gadanie totalnych głupot byle brzmiało „profesjonalnie” dla laików.

ocenił(a) film na 8
skrzypek123

Warsztaty z dyrygentury prowadzone przez Alsop można zobaczyć choćby na YouTube i trochę się pośmiać z wizji zawodu dyrygenta pokazanej w filmie Tar. Twórcy chyba nigdy w życiu nie widzieli choćby kilku prób, nie wiedzą co i jak się tam odbywa. Może widzieli jakieś filmy o pracy muzyków w filharmonii;) i to wszystko.
Więc jest to trochę jak film o locie na Księżyc podczas którego kosmonauci palą papierosy, piją wódkę i grają w karty.
Mimo to"Tar" został w mojej głowie, może za sprawą głównej bohaterki, która jest wewnętrznie sprzeczną, nieodgadnioną postacią; irytującą, wręcz nieprawdopodobną, do tego fatalną dyrygentką i jeszcze gorszą wykładowczynią ;)

ocenił(a) film na 7
skrzypek123

brat myśli że w tym filmie chodzi o muzykę

ocenił(a) film na 8
groszologia

To film o natcystycznej osobowości w bardzo narcystycznym społeczeństwie. Zrobienie filmu jest tak kosztowne i żmudne, że nikt nie zawraca sobie głowy oddawaniem świata przedstawionego 1 do 1. I to wszystko.

ocenił(a) film na 7
skrzypek123

Weź pod uwagę, że 99% oglądających film nie jest zawodowym muzykiem klasyki jak Ty. Dlatego do nich to nie ma znaczenia to co napisałeś. Tak samo jak zdjęcia wrzucane przez zawodowych fotografów w sieci większości ludziom się podobają bo nie są zawodowymi fotografami. Podobnie się ma przy filmach gdzie pokazany jest fotograf i jego sprzęt , lampa na stopce i górna część statywu jest wyciągana w ostateczności a nie zawsze. Dziwi to gdyż filmowcy kręcący film to także fotografowie. Nie wiedzą o tym ? Wiedzą ale lepszy efekt w filmie to robi dla odbioru u widza

ocenił(a) film na 9
skrzypek123

Film traktuję bardziej jako pewną przypowieść i w tej roli sprawdza się bardzo dobrze. Z pewnością jednak nieco lepiej oddaje ducha orkiestry niż miałki "Dyrygent" Wajdy. Tutaj dopiero miałbyś coś do dodania.

Niemniej Twoje komentarze mnie bardzo zaciekawiły! Jeśli chodzi o kwestię bajania Tar na wykładach i przed orkiestrą, to wydaje mi się, że jest to niestety cecha większości filmów o wykładowcach czy trenerach. Przecież dobrze wiemy, że w 90% wykłady lub treningi skupiają się na ściśle technicznych aspektach, tyle tylko, że wokół nich nie można zbudować fabuły. Dlatego w filmach zawsze będą pokazane te fragmenty, w których wykładowca matematyki "odnajduje sens życia", a trener przekazuje "ostateczne prawdy".

Pytanie do Ciebie: czy mógłbyś polecić jakiś dobry warsztatowo, muzykologicznie film o muzyce?

ocenił(a) film na 8
skrzypek123

Przeczytałam z zaciekawieniem argumenty i mam jedno zastrzeżenie - to nie jest film biograficzny ani dokumentalny. Doszukiwanie się rozbieżności pomiędzy czyjąś wizją a faktycznymi praktykami stosowanymi w różnych dziedzinach życia może odebrać satysfakcję z seansu. Równie dobrze mógł to być film o światowej klasy chirurgu czy wybitnym pisarzu albo kimkolwiek będącym wirtuozem w swojej dziedzinie. A ten film to przecież głównie studium takiego wirtuoza i to od tej mrocznej strony, gdzie chore ego rosło przez lata przyzwolenia środowiska zawodowego. To opowieść o człowieku, nie dokument o zawodzie dyrygenta czy meandrach pracy orkiestry. Pozdrawiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones