Przez pierwsze 30min to jakis ponury żart. Amerykański, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Jeżeli to miał być film stojący na półce obok Egzorcysty (73') czy Egozrcyzmów Emilly Rose (05') to chyba komuś coś nie wyszło. Twórcom polecam zapoznać się z podstawowymi kryteriami tworzenia historii - wstęp>rozwinięcie> zakończenie, ich proporcjami, oraz co powinny zawierać. Jedyna sensownie zagrana rola, to chłopak głównej bohaterki - zdaje się być jako jedyny, stabilny emocjonalnie i umysłowo.

SPOJLER:
Po tekstach typu: "Kruk-posłaniec szatana" spodziewałem się jeszcze stosów, czarnych kotów i zaćmienia słońca. Czysty absurd! tak samo jak rozmowa dwóch kardynałów o jakimś opętaniu na drugim końcu świata, tak jakby nie mieli nic innego do roboty.
Wyciągniecie sztyletu i próba zabicia dziewczyny to jakieś nieporozumienie. Jeden z największych absurdów kreowanych na poważnie, jaki widziałem w filmach. Skoro diabeł będzie opętywał ludzi a ksiądz latał ze sztyletem, to długo by to nie potrwało. Co do "Antychrysta" to zapomnieli dodać jeszcze szyderczego uśmieszku i mrugnięcia okiem - wiecie, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie zrozumiał.

PS Różaniec nie służy do duszenia, tylko do odmawiania modlitwy :)))