Prawde mówiąc momentami oczu nie mogłem oderwać. Nie widziałem jeszcze nigdy filmu, w którym główni bohaterowie tak na siebie jechali! Wszyscy się nienawidzą i mówią o sobie paskudne rzeczy, a nawet jak się lubią to i tak zamiast powiedzieć cos po ludzku, lepiej walnąć coś o gównianej pracy taksówkarza, albo coś o ruderze w której rozmówcy przyszło mieszkać, albo coś o szemranej przeszłości dziewczyny.
Nie ma pozytywnych bohaterów. Francis to zimny sukinkot, dla którego najważniejsza jest praca i pieniądze, a na dodatek idiota. Mickey upaja sie swoją odmiennością, zawistny i arogancki. Hope traktuje męża jak zabawkę, którego można przestawiać z kąta w kąt. Heather traktuje każdego faceta jak potencjalne trofeum. Jedna Renee budzi sympatię.
Paradoksalnie, jest to udana komedia romantyczna :)