Życie Steve'a mogłoby być obiektem westchnień wielu panów w średnim wieku. Dobra praca, kochająca żona i dzieci, dom, samochód. Steve ma dzisiaj urodziny. Jest zadowolony, bo w pracy otrzymał awans. Wraca do domu myśląc o tym, jaką niespodziankę przygotuje mu żona. Aleksandra wychodząc naprzeciw oczekiwaniom męża przygotowuje pewien plan. Nagrywa na kasecie video życzenia dla męża od siebie i dzieci. Kiedy Steve wchodzi do domu, ten okazuje się być pusty. Nie ma w nim nikogo. Jest za to przygotowana wcześniej kaseta. Czegoś takiego Steve jeszcze nie przeżył. Zapowiada się bardzo ciekawie. Po bardzo sympatycznych życzeniach od ukochanych dzieci przychodzi kolej Aleksandry. Ależ ta kobieta ma pomysły! Postanowiła dla niego zatańczyć i rozebrać się przed kamerą. Steve jest coraz bardziej zachwycony. Ale czy dalsza część kasety będzie równie przyjemna jak początek?
Rolf de Heer stworzył film bardzo minimalistyczny. Prawie cała akcja rozgrywa się w domu Steve'a i Aleksandry. Steve siedzi w fotelu, ogląda kasetę nagraną przez żonę i temu co widzi nadziwić się nie może. A zapewniam, że każdy by się zdziwił. Ten pozornie sympatyczny mężczyzna musi przeżyć rozliczenie z win, których trochę się w kilkunastoletniej karierze małżeństwa nazbierało. I niejeden widz powie: a czegóż ta Aleksandra chce? Ma przecież wszystko! Jednak w życiu każdej kobiety może nadejść chwila zwątpienia. Zwątpienia w to czy naprawdę jest się szczęśliwą. I ta chwila u Aleksandry nie zgasła zatopiona morzem oczekiwań społecznych i stereotypów. "Tajemnica Aleksandry" mogłaby być pokazywana jako film ku przestrodze mężczyznom "zasiedziałym" w swoich związkach. To chyba najbardziej feministyczny film, jaki ostatnio widziałem. Jednak i mężczyzna obejrzy ten wciągający dramat psychologiczny z równie dużym zainteresowaniem, co kobieta. Pod warunkiem, że... nie ma nic na sumieniu.