mimo, że sam pomysł na opowieść jest przedni, to zabrakło tutaj ewidentnie finezji, ducha, tego co czyni film żywym. świetny przykład na to, jak ciężko zrobić dobry film.
Film z założenia "nihilistyczny", moim zdaniem finezję, ducha i życie przekazuje w inny, niestandardowy sposób. Nadmiar ruchu i wizualnego życia zaszkodziłby temu filmowi...
czym innym jest nadmiar ruchu i życia a czym innym jest zwykła nuda. na filmie "przyjeżdża orkiestra" dzieje się o wiele, wiele mniej, a jest znacznie ciekawszy. ciężko mi do opisać dokładniej, ale ten film po prostu nie "płynie".
tez tak sadze. zamysl filmu swietny, ale czegos w nim brakuje. tej przysłowiowej kropki nad ''i''.
Moim zdaniem to wynika z założenia całości. Przecież Zia mówi o tym, że ten świat jest taki jak prawdziwy, tylko nieco gorszy. W związku z tym nie zajdą tam żadne niespotykane zjawiska, trudno się spodziewać fajerwerków po takim stwierdzeniu. Ale to właśnie w tym tkwi siła filmu - czy nie macie wrażenia, że świat samobójców przypomina Polskę? :D Poza tym tu chodzi o niuanse. Spostrzegawczy widzowie zwrócą uwagę na zabawne akcenty, takie jak to, że w tym świecie nie można się uśmiechnąć, albo że bohaterka przekreśla wszystkie zakazy - bo i czegóż można zakazać nieżyjącym? Tu chodzi o absurd!
Nie mam zastrzeżeń do absurdalnego klimatu filmu. Tego absurdu nie ma tu zresztą, aż tak wiele (np. porównując do filmu Wrong) poza tym całym kontekstem świata samobójców. Rozwinięcie scenariusza nie przypado mi szczególnie do gustu. Gdzieś do połowy wszytko było fajnie, podróż samochodem z Rosjaninem o uroku Borata - niemal kino drogi. Wszystko popsuło (pod)tytułowe love story i dziwne pojawienie się "PIC".