Filmów o wyspie gdzie grupki ludzi się wzajemnie wybijają było już mnóstwo. Dziadkiem gatunku "wyspiarska masakra" jest właśnie "Terminal Island". To opowieść o koloni karnej otoczonej wodą, gdzie sprowadza się najgorszych przestępców, koniecznie z morderstwem pierwszego stopnia na koncie. Między dwoma grupkami więźniów wybuch konflikt. Nowo przybyła Carmen będzie musiała zrozumieć panujące tam realia...

Jest to kino z pod znaku exploitation. Dostaniemy więc masę krwawych pojedynków na noże, bijatyk, tortur oraz niemniej golizny. Niby wszystko zrealizowane małym kosztem, jednak dynamika filmu gwarantuje iż półtorej godzinny seans mija niesamowicie szybko. Dodatkowo twórca zadbał o coś ważnego w tego typu utworze- charakterystyczne postaci. Bohaterów jest tu mnóstwo, lecz po 30 minutach byłem już w stanie każdego opisać i zapamiętać.

Osobiście polecam, bo rozrywka jest przednia. Oczywiście doprawiona uproszczeniami, prymitywnym humorem, złym smakiem... Już taki urok kina klasy "b".