Przede wszystkim caly film pokazuje jak to USA pieknie i uczciwie rozegralo przejecie Tetrisa. Problem w tym, ze oni w ogole z tym tytulem nie maja niczego wspolnego. ZSRR dogadalo sie bezposrednio z Japonczykami, pokazujac srodkowy palec i Anglii, i Stanom. To byla mistrzowska rozgrywa po stronie moskiewskich decydentow. Dlatego do dzis Amerykanie nie maja zadnych praw do dystrybcuji Tetrisa na jakiejkolwiek platformie - wszystkim rzadza Japonczycy, glownie Nintendo i TTC. A tu, w tej bajeczce dla typowego Smitha, jest podane jakoby to "amerikanscy byznesmeni" stali za ta rozgrywka i nia sterowali. W rzeczywistosci to stali, owszem, na korytarzu, zaraz obok toalety. I ta bajeczka z umoczonym politykierem w Moskwie - co za absurd. Ta cala narracja ma tyle samo wspolnego z rzeczywistoscia, co przedstawienie realiow Moskwy pod koniec 80' - czyli zero.

Akurat historia Tetrisa jest dobrze udokumentowana, to wszystko latwo sprawdzic.

Aha, koncowka rozbraja: uczciwy handlowiec z zachodu, pomaga programiscie ze wschodu. Skoro byl tak uczciwy, to czemu Pazytnow i jego dwaj wspolpracownicy do dzis nie widzieli ani centa za swoja prace (Tetris POWSTAL jako projekt zespolowy, to nie byla jedna osoba, o czym sie nie mowi, rowniez w tym pozal sie "paradokumencie"!). Ani centa nie dostali, ani rubla! Nadto, czemu Pazytnow nie pojechal do swojego "wielkiego przyjaciela" z Japonii, ktory juz wtedy stal sie bogata osoba z koneksjami w biznesie, lecz wyemigrowal do USA?

Ten film podchodzi pod gatunek fantasy.

PS
A chyba najbardziej mnie wkurzylo to, ze zona przebacza zdrade facetowi tylko dlatego, ze ten jej przywozi czek na gruba kase. Az sie wzruszylem ta romantyczna scena. Poplakalem sie. Scenarzysta tego filmu ma mentalnosc prostytutki.