Debiut reżyserski Jamesa Glickenhausa, późniejszego reżysera "The Exterminator" (1980) z Robertem Gintym w roli głównej jest filmem dziwnym, skomplikowanym, przegadanym, fragmentarycznym, o niewykorzystanym potencjale. Producent filmu Mark Buntzman wciela się w postać złowieszczego hinduskiego guru, być może wcielenia zła. Alexei (Bob Byrd) natomiast stoi na czele sekretnego odłamu CIA zwanego InterZod poszukującego "astrologicznego potencjału" jednostek. Mężczyzna odnalazł kobietę imieniem Kate, która ma zodiakalny potencjał Maryi Dziewicy (nie zmyślam - naprawdę!). InterZod interesuje się hinduskim guru uważając go za jednostkę skrajnie niebezpieczną.

Totalnie niski budżet, chaotyczny montaż, trochę przemocy i golizny. Zaskoczyć mogą slajdy przedstawiające autentyczne zdjęcia topielców... skojarzyły mi się nieco z "The Last Road to Hell" z "Cannibal Holocaust" (1979). "Suicide Cult" sprawia wrażenie filmu niedokończonego, z niejasną fabułą i urwanymi wątkami. Czas trwania: 73 minuty.

Mark Buntzman w 1984 roku wyreżyserował "The Exterminator 2".