Oczywiście za muzykę. Ale też za nadążanie za światem. Za to, że jak coś stało się przeszłością traktuje się to jako coś ważnego, ale jednak minionego. Za umiejętność bycia "tu i teraz". Za nadążanie za zmianami, za ciekawość, za akceptację zmian i nowości.
Utwory z lat 80 są pokazem prawdziwego geniuszu tego faceta, uwielbiam Kind of blue ale to co wypuszczał na koniec to jest obezwładniająca magia której mogę słuchać w kółko, bez końca. (Po za tym jest jeszcze ścieżka dzwiękowa do filmu "windą na szafot", uważam że to jeden z najbardziej seksi soundtracków w historii.