PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=816194}
6,8 1 521
ocen
6,8 10 1 1521
7,5 11
ocen krytyków
The Last Black Man in San Francisco
powrót do forum filmu The Last Black Man in San Francisco

Studio A24 wyrobiło sobie w moich oczach taką opinię, że po każdy ich kolejny produkt sięgam niemal w ciemno. Tym razem jednak nie straszy a wzrusza. Dwóch czarnoskórych mężczyzn, Jimmy i Mont mieszkają w San Francisco. Ten pierwszy pracuje w domu opieki, drugi w sklepie rybnym. Mont w wolnych chwilach próbuje pisać sztukę i rysuje różne postacie i miejsca. Jimmy z kolei zajmuje się domem, w którym już nie mieszka. Odnawia swój rodzinny dom, który jednak nie należy już do niego i robi to wbrew woli nowych właścicieli. Gdy pewnego dnia z tego domu wyprowadzają się jego właściciele, Jimmy i Mont postanawiają się tam nielegalnie wprowadzić. Choć fabuła jest bardzo prosta to film porusza wiele ważnych tematów. Mont i Jimmy mieszkają w czarnej dzielnicy. Codziennie spotykają pod domem Montgomerego kilku czarnych znajomych, dla których sensem jest samo stanie na chodniku. Nasi dwaj bohaterowie będą chcieli się stąd wyrwać. Mont jest bardziej przywiązany do tej dzielnicy, ponieważ tu jest jego rodzinny dom i tu mieszka jego niewidomy ojciec. Jimmiego nie trzyma tu już nic. Zarówno ojciec, eksnarkoman jak i matką nie mieszkają już razem. Jedynym ciepłym wspomnieniem Jimma jest dom, który zbudował jego dziadek zwany Pierwszym czarnoskórym w San Francisco. Jim chcąc mieszkać w tym domu odcina się niejako od swoich korzeni, ponieważ ten znajduje się już teraz w białej dzielnicy. Dla Jima dom, którym może się opiekować jest sensem życia, wszystkim co go trzyma w tym mieście. Ale historia domu Jima jest tylko pretekstem do poruszania wielu tematów. Obraz jest naprawdę głęboki. Jest to opowieść o marzeniach, o ukrytych potrzebach, o trudnych relacja z rodziną, o własnej tożsamości, o tęsknocie za rodzinnym ciepłem. Można by tu długo wymieniać, ale... Ale wydaje mi się, ze film nie jest w tym przypadku odpowiednim medium by nieść tą historię i ten przekaz. Obraz i akcja nie niosą tej historii, tylko ta odpowiedzialność spoczywa na słowach. Nie zarzucam temu obrazowi, ze jest przegadany bo nie jest. Jednak podczas sensu musiałem sam sobie wiele rzeczy "wyciągać" na wierzch. Może taki był zamysł twórców by nie mówić wszystkiego wprost ale ja w tym przypadku tego nie kupuje. Bardzo bym chciał by ten film był bardziej mięsisty. Bym dostał jakiś solidny wątek, który poniesie tą całą treść. Tak abym w naturalny sposób mógł sam wyciągać pewne mądrości z tego filmu. Moim zdaniem ta historia znacznie lepiej by się sprawdziła w postaci książki. Podczas seansu wyobrażałem sobie jakby to było gdybym zamiast oglądać film czytał o tym książkę i uważam, że tak to by lepiej zadziałało. To trochę tak jakby próbować zekranizować rozprawę filozoficzną. I to nie jest tak, że film potrzebuje jakieś ciągłej akcji, ale w tym wypadku wątek z rodzinnym domem nie udźwignął treści. Ale poza tym wszystkim film całkiem nieźle portretuje miasto i ludzi w nim mieszkających. Wydaje mi się, ze osoby mieszkające w SF docenią jak reżyser przedstawił wizualnie ich miasto. Poza tym mamy tu nawiązania (prawdopodobnie, nigdy nie byłem w San Francisco) do prawdziwych ulic i miejsc. Z tym, że technicznie też nie ma tu żadnego szaleństwa. Wizualnie "Last Black Man..." prezentuje się całkiem ładnie ale nic poza tym. Solidny poziom ale nie ma tu nic zachwycającego. Ale też nie oczekiwałem żadnych technicznych fajerwerków w tym filmie. Aktorzy spisali się dobrze. Każdy z aktorów sportretował swoją postać w wyrazisty sposób. Ostatecznie mogę powiedzieć, że żałuję że "Last Black Man..." jest filmem. Sam chętniej sięgnął bym po tą opowieść w formie książki. Może to po prostu nie są moje klimaty ale film mnie nie wciągnął. Raczej nie zafunduje sobie powtórnego seansu. Jednak dla osób, które lubią głębokie filmy takie, które skłonią ich do myślenia już po seansie to zachęcam do obejrzenia.

ocenił(a) film na 5
QTJacques

"obraz jest naprawdę głęboki. Jest to opowieść o marzeniach, o ukrytych potrzebach, o trudnych relacja z rodziną, o własnej tożsamości, o tęsknocie za rodzinnym ciepłem" tylko właśnie nie jest trochę tak, że to wszystko sobie sami dopowiadasz? czy wyciągasz na wierzch, jak określiłeś? mam straszliwie mieszane uczucia co do tego filmu, bo z jednej strony podoba mi się pomysł na realizację, obserwacja zachowan mieszkańców i tego co dzieje się dookoła bohaterów, tyle tylko, że de facto fabuła skupia się na domu, a wszystko inne jest z każdą minutą coraz bardziej ginącym dla mnie tłem. Zgadzam się z tym co piszesz, że ten film nie niesie tej historii, a przede wszystkim chyba nie niesie mnogości przekazów, które chciano tu umieścić, a które jakoby pozostaly na linii startowej zamiast rozpocząć bieg. Film spelnia się jako historia o desperackim poszukiwaniu korzeni, które choćby fałszywe na chwile dają poczucie przynaleznosci i swoistego bezpieczeństwa, ale to jest tyle, nie ma tu nic więcej, a co za tym idzie straszliwie mało jak na 2 godzinny film bez jakkolwiek płynnej narracji. Gdzieś nasuwa mi się Wielkie Piękno, gdzie bohater przemierzajac ulice Rzymu odnajduje sam siebie coraz lepiej, wspomina, obserwuje ludzi którzy są symbolem zmieniającego się świata za którym bohater nie zawsze już nadąża i niekoniecznie chce być jego częścią, tutaj zamysł byl zdaje się dosyć podobny, tyle tylko, że zadanie twórcze to jedno z najcięższych jakie można sobie wyobrazić moim zdaniem i tym razem, w przeciwieństwie do Sorrentino, reżyser poległ. Nie powiem, że jest to film zły, natomiast niesamowicie ostrzyłem sobie nań zęby a wyszło najzwyczajniej przecietnie, planuję za jakiś czas podejść do produkcji po raz drugi, może odnajdę coś więcej, a na razie wryło mi się w pamięć "nienawidzić można tylko co się kocha"

ocenił(a) film na 6
krzychu1323

Ja miałem wrażenie jakby reżyser już od pierwszej sceny mówił mi: "Widzu, patrz uważanie ponieważ mam ci coś do przekazania". I ja nie mówię, ze to źle tylko faktycznie tu się to nie sprawdziło. W filmie "Last Black Man..." jeśli widz faktycznie skupi się na tym co chce nam powiedzieć reżyser to wyciągnie ten przekaz, ale powinno to być naturalne, a nie wymuszone. Weźmy jakikolwiek hollywoodzki film np. "Bilardzistę" z Neweman'em. Z pozoru jest to prosta historia bilardzisty ale za tą historią kryje się jakiś przekaz i akcja potrafi ten przekaz ponieść. Sam tytuł obrazu Talbota prosi się by ubrać ten film w szaty kina sci-fi. Ale faktycznie patrząc na wszystkie plusy i minusy tego filmu bliżej mu chyba do oceny 5.

ocenił(a) film na 5
QTJacques

bo tutaj wygrywa tell 'em nad show 'em i to praktycznie zawsze wychodzi na gorsze niestety, wszystko jest w deklaracjach, słowach i dialogach, nic w akcji, męczyła mnie też ta swoista epizodyczność, czyli rozmawiamy z kimś tutaj, cięcie, inny rozmówca, cięcie, inni rozmówcy, znów cięcie, brakowało mi płynności w tym wszystkim i jakichś pomostów między jednym zdarzeniem a drugim. A też z początku samego myślałem, ze to będzie miało znamiona sci-fi, ale nic z tych rzeczy a szkoda faktycznie, wydaje mi się, że to by podniosło ogólne wrażenie. Myślałem nawet o 4 prawde mówiąc, ale technikalia i ostatnia scena mnie nieco przekonały zeby podnieść, ahh no i muszę przyznać, że cover San Francisco robi wrażenie, do tej pory mi pobrzmiewa. A Bilardzistę muszę nadrobić :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones