Nie o to chodzi, że to głupia, pełna nieprawdopodobieństw historia.
Chodzi o to, że reżyser nie wiedział, jaki chce w filmie stworzyć nastrój. Ani to dramat sensacyjny, ani to komedia sensacyjna. Nie jest to nawet wdzięczny mieszacz nastrojów, to tylko zbiór scen o różnym zabarwieniu emocjonalnym, które w sumie dają wrażenie, że reżyser nie potrafił zdecydować się, co chce nam opowiedzieć. Jedyne co umiał, to zaprezentować urodę Zoe. Z pornosów go (reżysera) wyciągnęli??!
Niemniej jednak nawet cudowna Zoe nie jest w stanie osłodzić niesmaku, jaki budzi ten wszechkicz. Daję 2 za jedyną pomysłową scenę, tę przy windzie.