Bodaj jedyny film znanego surrealisty z Chile, Raula Ruiza, który od biedy można zaklasyfikować jako horror, choć horroru jest w nim w gruncie rzeczy niewiele. Grupa amerykańskich przyjaciół wraz z dziećmi (plus jedna Francuzka) gubi się w lesie krążąc w kółko, narastają ostre konflikty i wzajemne animozje, po czym dochodzi do aktów przemocy. Amerykanie stają się dzikusami, barbarzyńcami w tym nieco surrealistycznym i absurdalnym filmie zahaczającym o czarną komedię. Zbieranina wycieczkowiczów nie ma za grosz szacunku wobec natury i pod tym kątem "The Territory" troszkę przypomina znakomity australijski horror "Long Weekend" z 1978 roku.
Praktycznie żadna z postaci w "Terytorium" nie przypadła mi do gustu, ale film jest ślicznie nakręcony i wysmakowany. Intrygująca klasyczno-chóralna ścieżka dźwiękowa oraz staranne operowanie perspektywą i kolorami (zasnuty czerwienią, żółcią i błękitem las, który momentami wygląda jak z halucynacji, mirażu, fatamorgany). Religijny dyskurs i kanibalizm.
Film powinien przypaść do gustu wielbicielom "Morbo" (1972), "Long Weekend" (1978), "Cannibal Holocaust" (1979), "Pikniku pod wiszącą skałą" (1975) czy nawet "The Blair Witch Project" (1999), a także widzom, którym nieobce jest kino surrealistyczne, oniryczne. Czas trwania: 102 minuty.