Wyślijmy zmutowanego szczepionkami i enzymami człowieka na planetę skrajnie nieprzyjazną człowiekowi by tam dokonał... No właśnie czego? Ten film jest tak bezdennie głupi, że w całym tym procesie tworzenia Tytana dziwię się, że brakło lewatywy z biseptolu, wtedy progres na pewno byłby szybszy. Najważniejsze, że znalazł się bezmyślny, równie bezdennie głupi co i sam film, wielki bohater amii amerykańskiej, który żyje w przeświadczeniu misji jaką mu powierzono i dla niej mógłby się dać zmienić nawet w ramboterminatora no bo przecież ma poczucie obowiązku. Nic się w tym filmie kupy nie trzyma, pomysł jest tak beznadziejny, że głupszego SF jeszcze nie widziałem. Daję 2 za to, że udało mi się dotrwać do końca. Rozczarowałem się zakończeniem, bo myślałem, że jak dotrze na Tytana to chociaż jakiś szałas tam zbuduje. A tu nic, będzie się przechadzał bez celu. Kto to wymyślił w ogóle!?