Nie poznałam Idrisa Elby pod tym złotym hełmem. Ale chyba teraz mogę dopisać tę rolę do listy moich ulubionych. Heimdall podbił moje serce jako najciekawsza postać w Thorze.
Najbardziej nie mogłam zdzierżyć Jaimie Alexander jako Sif. Sif wydawała mi się postacią interesującą samą w sobie (silna kobieta, która udowadnia całemu światu, że może być wojownikiem, tak jak mężczyźni), ale w polubieniu jej przeszkadzała mi i gra i sama twarz Jaimie. Niewielu aktorów nie mogę zdzierżyć na ekranie, ale ona wpływa na mnie tak bardzo negatywnie, że gdy tylko ją widzę, muszę walczyć z odruchem porzucenia seansu.
Loki wymiata. Jak zawsze. Chyba nigdy nie będę w stanie wyzbyć się słabości do tego faceta o umyśle niedojrzałego gówniarza. A może po prostu odzywa się po raz kolejna moja miłość do czarnych charakterów.
Chris Hemsworth spisał się w roli Thora fenomenalnie. To chyba jego najlepsza odsłona, póki co. W Avengersach nijak nie zrobił na mnie wrażenia. Dobry wybór aktora.
Sama historia stara, znana i/lub przewidywalna, przynajmniej w kilku aspektach. Ale tego właśnie się oczekuje, gdy sięga się po produkcje Marvela. Wychowałam się na Spidermanie i innych herosach, ale przyznam, że Thor nigdy nie należał do moich ulubieńców spośród postaci z mocami, którzy przewijali się w kreskówkach (mitologią samą w sobie nie bardzo się interesowałam jako dzieciak). Moimi faworytami pozostawali bezsprzecznie Peter i Bruce. Ale może zmienię jeszcze zdanie. Thor, w wykonaniu Chrisa był bowiem całkiem intrygujący, a trailer kolejnej części jego przygód jeszcze bardziej. Więc wyczekuję z niecierpliwością Mrocznego Świata. Na pewno pójdę na niego do kina. Może sequel ocenię przynajmniej na 7.