Wciąż wracam do tego filmu z ogromną nostalgią. Już sama melodia chwyta za serce i wyciska łzy, bo niesie ogrom wspomnień i emocji. Jest to film, na który nie potrafię patrzeć inaczej niż jak na wielki film - wszelkie wpadki przy produkcji (są o tym materiały) czy tezy o złej grze aktorskiej do mnie w ogóle nie przemawiają. Dzieło jako całe wpisało się na stałe w historię kina i stanowi pewien niepodważalny kanon. Ukazuje magię dziesiątej muzy. Trzeba być naprawdę na nią odpornym, by nie docenić choćby w najmniejszym stopniu tego filmu.