Lata 80-te, widać przyniosły popkulturze i taki film, jak specyficzny: "Toksyczny Mściciel". Produkcja ta nawiedziła rozochocone w rozwijającym się kinie akcji i sci-fi, gusta widzów, dając im dawkę dziwności, abstrakcyjnego humoru i cynicznego odniesienia się do uzależniającego się od pro-zdrowotnego, aż za bardzo, stylu życia społeczeństwa. Odniesień w filmie było całe multum, tak samo obrzydzenia i drastycznych scen, co w konsekwencji dawało mieszane uczucia i lekki niesmak, mimo iż była to komedia. "Toksyczny Mściciel" to czarny, wisielczy humor momentami, z fajtłapowatymi dialogami, a pewnie to - jak i zaangażowanie aktorów, którego miało nie być - miało tak wyglądać. Jego główny bohater, czyli mściciel: Melvin aka Mop-Boy z ułomnego pomywacza i czyściciela basenów stał się zwalistym typem, o gnijącej, rozmytej twarzy zawadiaką, którego spokojny i zrównoważony ,,męski" głos przyświecał jego celom jakim jest ochrona niewinnych osób - kiczowata wersja "Punishera", jeśli tak to można porównać. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Skrajność, której dam ocenę: 8/10