z cyklu we are mutants from space and its time to go, mates!
oto do mojego prywatnego inwentarza wielkich przedwiecznych, wyalienowanych adrenalinowców, pozaziemskich bytów ulotnych zesłanych ziemianom z przyszłości, chyba tylko po to, aby przygotować tęże ludzkość stężałą i skostniałą do skoku kwantowego w tajemniczego atraktora oferującego zupełnie nieznane wymiary istnienia kosmicznych aktywności - jordan, tyson, diego armando, budda, sokrates, wynalazca koła, wynalazca motyki, i tak dalej, i tak dalej - oto dołącza kolejny adept równie atrakcyjny, który udowadnia, że pojęcia takie jak przestrzeń, metryka czy prawa grawitacji leżą wyłącznie w głowie patrzącego.
zen and the art of skateboarding maintenance; zen i sztuka obsługi deski skejtbordowej jako potwierdzenie własnego jestestwa, pustynia, jaskinia, autoterapia, pomost pomiędzy ojcem a synem, wszystko i rzecz wszelka. wykrzywianie matriksa. z diablo ciekawym podejściem do wolności - jako iż ćwiczenia to męka, prawdziwa wolność będzie tu wolnością od przymusu, przykrej konieczności ćwiczenia aż do upadłego tego co nie wychodzi - aż do radosnego kliknięcia: kiedy to sztuczka wychodzi, napięcie momentalnie zdejmuje twardy bucior z ciała i chwilowo odsłaniają się wrota nieba.. z odwiecznym pytaniem: no dobra, ale na jak długo?