Hołd złożony klasycznym slasherom: zręczny, niespecjalnie za to pomysłowy. "Hatchet 2" zdecydowanie skręca ku pastiszowej formule, obnażając gatunkowe klisze i absurdy, ale też robiąc to w wyraźnie "wiernopoddańczym" stylu. Adam Green garściami czerpie z takich tytułów jak "Halloween", "Teksańska maskara piłą mechaniczną", "Wzgórza mają oczy" czy - w stopniu największym - "Piątek 13". Zdeformowany psychol nazwiskiem Victor Crowley to podrasowana, ale też znacznie mniej ekscytująca, wersja Jasona Voorheesa. Od ulubieńca mas w masce hokeisty odróżnia go wyjątkowe upodobanie do sadyzmu (Jason po prostu niszczył, co mu na drodze stanęło, Victor wykazuje się nierzadko sporą inwencją w zadawaniu śmierci), zbliża zaś bardzo podobna geneza i miejsce występowania (ile razy można powtarzać tym nastolatkom, żeby nie wchodziły do lasu?). Jest krwawo (moja ulubiona scena to ta z piłą mechaniczną wyposażoną w wyjątkowo dłuuugą prowadnicę), głupawo (humor oscyluje między znośnym, a dennym) i, niestety, wtórnie. Green nie pokusił się tutaj o gatunkowy demontaż w stylu "Krzyku", wystarczyła mu zwyczajna zgrywa w rzeźnickim sosie. P.S. Wcielająca się w główną bohaterkę Danielle Harris to wprawdzie slasherowa weteranka, ale zarazem mierna aktorka. Przyznam, że obserwowanie jej podniesionej brwi przez blisko półtorej godziny wystawiło moją cierpliwość na ciężką próbę.