Fabułą jest wręcz okropna. Sam pomysł wieje kiczem i chęcią łatwego zysku na kilometr. Za dużo zmartwychwstań, maszyn niszczących słońca, starożytnych artefaktów jak na jeden film.

Zgadzam się. Film można podsumować jako: bieganina i łomot, więcej bieganiny i łomotu, jeszcze więcej bieganiny i łomotu z dodatkiem patosu. Kaldi słusznie zauważył, że fenomen opiera się tutaj na całkiem niezłych efektach specjalnych, bo - przynajmniej ja - nie jestem w stanie dostrzec innych zalet. Chociaż, przyznaję, podobał mi się ten mały "nawrócony" robocik.

W zasadzie to efekty specjalne bardziej przypadły mi do gustu z jedynki. Było to bardziej zjadliwe, realne bym rzekł. Tu wszystko działo się troche za szybko.
Noo do plusów można też zaliczyć tani humor, który jakoś mi do tego filmu pasował i znacznie go polepszał ;)

No cóż, przyznaję, parę razy się uśmiechnęłam, nawet jeśli był to uśmiech niewątpliwie pobłażliwy;) Co do tego, że wszystko działo się za szybko, to owszem, nie mogę zaprzeczyć. Momentami miałam problem ze stwierdzeniem kto aktualnie spuszcza komu łomot. Zresztą, mniejsza już nawet o te efekty - w trakcie oglądania odniosłam wrażenie, że cały ten film pędzi do przodu na łeb, na szyję. Jedna akcja dosłownie goniła drugą, popędzając ją rozgrzanym do czerwoności prętem.