PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=454284}

Trup jak Ja

Dead Like Me: Life After Death
5,3 3 195
ocen
5,3 10 1 3195
Trup jak Ja
powrót do forum filmu Trup jak Ja

Zdążyłem się naczytać wiele złego o pełnometrażowym filmie kończącym świetny serial „Trup Jak Ja” oraz potwierdzić swoje obawy nieciekawym zwiastunem. Jednak moc tegoż serialu była tak duża, że wierzyłem, iż narzekania były związane jedynie z brakiem dwóch postaci, w tym jedną zastąpioną przez nową aktorkę. Fakt – podobnie było choćby w „Twin Peaks” – dla fanów seriali aktorzy grający poszczególne role to świętość, której ruszać nie wolno. Czasami lepiej powiedzieć sobie jasno – nie ma sensu kręcić filmu, który ma za zadanie zakończyć serial lub jest jego rozwinięciem, tudzież dopełnieniem, jeśli ktoś z podstawowych aktorów nie ma zamiaru uczestniczyć w projekcie. W przypadku „Dead Like Me: Life After Death” nie tylko brak oryginalnej Daisy Adair oraz Rube’a Sofera przyczynił się do porażki filmu, negatywnych komentarzy, jęków zawodu. Poważniejszym powodem była fabuła.

W przypadku filmów więczących serial istnieje pokusa napisania scenariusza „pod widzów” przypadkowych, czyli takich, którzy serialu nie widzieli, a nie chcieliby się pogubić, oglądając film. Jest to oczywisty rezultat zasad rynku DVD – taki film, jak każdy inny, musi sie sprzedać w wypożyczalni, więc konkuruje z pozostałymi na tych samych zasadach co każdy blockbuster. Tak między nami to chyba każdy przyzna, że oglądanie tego typu produkcji jest z zasady stratą czasu, jeśli nie zna się serialu i nie jest jego fanem (ja tak się naciąłem z filmem „24 Godziny: Wybawienie”). Mimo to twórcy próbują te filmy sprzedać, jak każdy inny, tak więc i w „Dead Like Me: Life After Death” już na początku mamy skrót fabularny serialu. Sęk w tym, że jest on pomieszaniem z poplątaniem i absolutnie nie daje przypadkowemu widzowi poczucia, że stał się częścią stałej widowni „Dead Like Me”. Widz nadal będzie zmieszany i film odbierze negatywnie. Po prostu nie da się streścić serialu w tak krótkim czasie – tym bardziej poczuć jego „czarno-komediowego” klimatu.

„Dead Like Me: Life After Death” dobija długi odstęp czasowy pomiędzy serialem, a filmem oraz stosunkowo krótki czas trwania. Fabuła skupia się na nieszczęśliwej miłości siostry głównej bohaterki. Tutaj wszystko wygląda na naciągane, nie pomaga brak serialowego ojca granego przez Grega Keana, ani tym bardziej wchodzenie Reggie Lass w dorosłość – jest w tym niewiarygodna, podobnie jak jej niedoszły chłopak. Gra bez zaangażowania. Nieobecny w filmie jest jej ojciec, a kochanek mamy także zniknął – w ogóle nie wiemy, co działo się od czasu, kiedy Reggie była mała. Czasami trudno jest ją poznać.
Równolegle z wątkiem nieszczęśliwej miłości rozwija się wątek nowego pracodawcy naszych - nie tak całkiem ponurych - żniwiarzy. Tu też klapa - Cameron Kane, czyli nowy szef ekpiy żniwiarzy, choć jest wiarygodny i w ogóle nie da się do niego przyczepić (aktor Henry Ian Cusick gra świetnie, podobnie jak dawał radę w „Lost”), wyeliminowania Rube’a z fabuły nie dało się zatuszować jakimiś sztucznymi zmianami w fabule, które jak zdają się być wprowadzone na siłę, aby jakoś uzupełnić braki w obsadzie.

Tak więc mamy dwa nieudane fabularne wątki. Moja ocena nie jest jednak specjalnie negatywna. Wynika to z tego, że bardzo podobał mi się serial i możliwość zobaczenia jego bohaterów po raz ostatni była dla mnie ważniejsza od ewentualnych niedociągnięć. Część aktorów, a już na pewno tych najważniejszych, zagrała wspaniale, nie odstając formą od czasów z serialu. Świetnym posuniecięm, którego brakowało w serialu, było pokazanie odejścia na tamten świat w sposób bardziej dosłowny, optymistyczny, efektowny i pomysłowy. Zamiast zwykłego światła, w stronę którego zmarli kierują się, aby definitywnie opuścić nasz świat, widzimy miejsca, które kojarzą im się z życia najlepiej i tam też z radością podążają. Dało to scenarzystom dodatkową możliwość wykazania się kreatywnością. To właściwie ratuje „Dead Like Me: Life After Death”. Pozostaje pytanie, czy warto było w tak nachalny i niewiarygodny sposób kończyć tę opowieść. Aby usilnie zamknąć fabułę w zaledwie półtoragodzinnym filmie porwano się z motyką na słońce i skutiem są niedorzeczności w scenariuszu (usilny i chyba bezsensowny happy end, przy okazji ze złamaniem pewnych reguł znanych z serialu), co skutkuje brakiem wiarygodności i podważa zaufanie widzów do postaci, z którymi się zżyli przez dwa wspaniałe sezony.

ocenił(a) film na 6
_Michal

Przepraszam za niektóre błędy. Nie ma możliwości edycji, szkoda.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones