Raúl Ruiz, zmuszony przez reżim Pinocheta do emigracji, związał się głównie z kinematografią francuską, a nawet przyjął tamtejszą pisownię swojego imienia. Mimo to niejednokrotnie dawał wyraz przywiązaniu do latynoskiej kultury. „Trzy korony marynarza” ujawniają wpływ zarówno europejskiego surrealizmu, jak i iberoamerykańskiego realizmu magicznego, zwłaszcza tego spod znaku Borgesa. Z argentyńskim pisarzem łączy Ruiza zamiłowanie do labiryntowej struktury narracyjnej, barokowej estetyki i wyrafinowanych konceptów. Słynny operator Sacha Vierny (współpracownik m.in. Resnais’go i Buñuela, a później Greenawaya) nadał pomysłom reżysera bogaty kształt wizualny – zwracają uwagę choćby efekty optyczne uzyskane za pomocą szklanek z trunkami czy ujęcia z głębią ostrości, wyraźnie nawiązujące do tych z „Obywatela Kane’a”.
W postaci tytułowego marynarza, tułającego się od portu do portu, skazanego na oddalenie od domu rodzinnego, można zapewne ujrzeć alter ego samego Ruiza, który w okresie realizacji filmu wciąż był pozbawiony możliwości powrotu do ojczyzny.