Gdyby istniał tylko film, a fabuła była oryginalnym pomysłem scenarzysty, pomyślałabym: świetne! Ale jest jeszcze książka... A jako ekranizacja obraz sprawdza się już troszkę gorzej. Nie chodzi mi o przeinaczanie wydarzeń, bo tego było naprawdę niewiele, ale o sposób przedstawienia całej historii... Potraktowanie "po łebkach" wątku Isabelle i Charlie'go, który to jest, moim zdaniem, wręcz fantastycznie ukazany w książce - duży policzek dla wielbiciela powieści, gdyż chora relacja rodzeństwa stanowiła napęd całej historii. Do tego szybkie, "bezbolesne" zakończenie, brak wyjaśnień niektórych kwestii (np. Aureliusz i Emmeline)... Brakowało mi liryzmu, nastroju w ostatnich scenach. Aczkolwiek film ma sporo plusów, do których należą znakomicie dobrane aktorki (poza odtwórczynią roli Margaret - przemilczę!), ciekawy, gotycki klimat, piękne lokacje, nastrojowa muzyka... Podsumowując: jest dobrze, lecz jako ekranizacja książki, która przed sześcioma laty wstrząsnęła mną naprawdę mocno - kiepsko.
Mi się film bardzo podobał - mimo niedociągnięć, o których napisałaś. Książka również zrobiła niesamowite wrażenie, choć po ponad 4 latach od przeczytania, nie pamiętam jej już tak dokładnie.
Długo po przeczytaniu i w sumie teraz po obejrzeniu filmu nurtuje mnie jedna rzecz - jak myślisz, która z sióstr rzeczywiście przeżyła?
W książce zdecydowanie Adeline - i to jest właśnie największe przekleństwo Vidy, gdyż uratowała tę, której nienawidziła, a zabiła tę, którą kochała. W filmie natomiast - szczerze, nie pamiętam już, ale zdaje się, że Emmeline.