Robert Mitchum jako kierowca karetki pomaga reanimować bogatą kobietę, która przypadkiem niemal się udusiła, po czym poznaje jej córkę, Jean Simmons - famme fatale filmu.
Najlepsza jest tu pierwsza część, oparta na klimacie budowanym dzięki niezłej intrydze, w którą zostaną wplątane wplątane nieźle napisane postaci. Druga część, nazwę ją sądową, jest już budowana na absurdzie - małżeństwo, miłość ponad wszystko... Cała rozprawa nie ma nic wspólnego z nią są, nawet przez minutę. Wszystko idiotycznie i na głupa rozegrane. To zupełnie inny film!
A zakończenie? Ujdzie, ale dziś manekiny już wzbudzają tylko śmiech.
5/10. No, z plusem.