ale nazywanie tego horrorem sci-fi to trochę nadużycie tych pojęć. Może i pewne elementy fabularne by to jakoś tłumaczyły, ale jednak ogląda się to jak b-klasowy thriller o seryjnym mordercy z ery vhs. Mało tu przemocy, scen nadprzyrodzonych czy straszenia, zaś więcej koncertowania się na śledztwie, niż na demonicznym czynniku zła. Główną atrakcją jest tu chyba Adam Westa, kilka bzdurnych scen an konie i stosunkowo mroczna atmosfera, ale całość raczej przynudza i się ciągnie.