Sympatyczny film, gromadzący plejadę gwiazd kina klasy B, które najwyraźniej przednio się bawią przed kamerą. Pozytywny nastrój udziela się również widzom, a to ze względu na wciągającą historię. Niby oglądaliśmy już setki podobnych, ale jeszcze jedna nie zaszkodzi, o ile jest dobrze opowiedziana. Ta jest.
Podczas oglądania intrygowała mnie ta imponująca obsada. Co skłoniło tych panów do przyjęcia roli? Ciekawszy scenariusz niż to zwykle bywa w produkcjach drugiego sortu? Niezła gaża? A może sceny z udziałem panienek?!? Zarówno Denis Hopper, jak i Michael Madsen pławią się tutaj w luksusach, opalają na basenie (Madsen) i piją drogie drinki (Hopper). Mają również okazje klepać po pupie i gapić się w cycuszki wspaniale zbudowanych i skąpo odzianych dziewcząt. W takich scenach chciałoby się zagrać nawet za darmo! Eric Roberts jako pomagier złego nie ma takich rozrywek, za to chodzi w eleganckich garniturach, co w jego przypadku mogło mieć decydujący wpływ w przyjęciu roli. Roberts mógł zagrać setki gangsterów w niezliczonej ilości filmów, ale zawsze byli to gangsterzy nienagannie ubrani! Oprócz wyżej wymienionych pojawiają się również: rapper Ice-T (utrwalający swój gangsta image), twardziel William Forsythe i przystojniak James Marshall. Jak to możliwe, że ten ostatni nie zrobił wielkiej kariery w Hollywood? Ma przecież wszystko, czego potrzeba, żeby dziewczyny za nim wzdychały. Widocznie w przeciwieństwie do jego filmowego bohatera los się do niego nie uśmiechnął...