Mam problem z obiektywną ocena tego filmu.
Dzisiaj go obejrzałem, a kilka dni temu przeczytałem cudowną książkę S. Kinga. I jakoś nie potrafię się tym filmem zadowolić, bo masa wątków została bezczelnie pozmieniana, przez co całość zdecydowanie traci. Nie wspomnę o wielu brakujących scenach.
I choć nie można się tu przyczepić do gry aktorskiej, zdjęć czy wspaniałej muzyki, to jednak czegoś mi tutaj brakuje. Scenariusz moim zdaniem jest zbyt uproszczony, nie czuć w nim prawie w ogóle prawdziwego klimatu opowieści; nie widać przemian, które zachodzą w chłopcu dzień po dniu. Jeśli miałbym oceniać ten film tylko jako ekranizację powieści dałbym mu 4,5/10. Jako odrębne dziecko kinematografii, jestem w stanie dać mu mocną siódemkę.
Zgadzam się w 100% - zresztą problem "książka a adaptacja filmowa" to rzecz do potężnej dyskusji. Bardzo często zdarza mi się oglądać film, który jako "byt samoistny" oceniłabym wyżej, ale mając w pamięci książkowy pierwowzór czuję niedosyt lub niesmak. I nie mam tu na myśli koniecznych skrótów adaptacyjnych, czy rezygnacji z pewnych wątków. Problem polega na tym, że scenarzysta bierze na warsztat skończone dzieło (często perfekcyjne) i zaczyna je poprawiać "pod siebie" lub "pod publiczkę". Takie odczucia budzą w zasadzie wszystkie ekranizacje Kinga - poza perfekcyjnym "Lśnieniem" i doskonałymi "Skazanymi na Shawshank"; nieźle ogląda się jeszcze "Zieloną milę" i "Stand by me", ale reszta... I tak samo jest z setkami świetnych książek - ostatnio mam taki sam problem z odbiorem mini serialu "Filary Ziemi" wg Folletta.
no niestety nie było mi dane przeczytać książki jednak sam film ma coś w sobie co przyciąga i zachęca do oglądania daje mu mocną 7:)
Faktycznie wiele wątków zostało pominiętych, ale jest tutaj i coś co mi się podoba. Mianowicie King w swoim opowiadaniu strasznie uprościł zakończenie. Zło zostało ukarane i zatriumfowała sprawiedliwość. Film pozostawia pewne niedopowiedzenie. Nie wiemy co się stało dalej z chłopcem i jak potoczyły się jego losy. Zostało to pozostawione w naszych domysłach, co mi się osobiście bardziej podoba niż książkowe zakończenie.
Przecież u Kinga Todd zabija jeszcze mnóstwo osób, zanim snajperzy go zdejmują. Jak można powiedzieć, że to klasycznie dobre zakończenie?
Zgadzam się, co to tego, że Lśnienie, Skazani na Shawshank, Zielona Mila to bardzo dobre ekranizacje. W filmie Stanley'a Kubrick'a również pominięto wiele wątków, aczkolwiek nie czuło się tego ,,niedosytu/niesmaku". W Uczniu Szatana czegoś mi zabrakło...
Nie mogę się zgodzić z Vanvasyl, ponieważ mi zbrakło książkowego zakończenia oraz bardziej rozbudowanych wątków z pijakami.