Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie zarówno Todda, jak i Dussandera. Renfro z początku bardzo mnie irytował, ale pod koniec filmu nie było najgorzej. Jak na mój gust był tylko za stary i miał zbyt "nawiedzony" wyraz twarzy przez cały czas. McKellen to świetny aktor i szkoda, że nie miał czasu porządnie rozwinąć tej postaci, ale mimo wszystko wizualnie nie pasował mi do tej roli. Pomimo znaczących zmian historia wciąż się trzyma, chociaż to właśnie szczegóły nadają całości charakteru i realizmu. Ogromny minus za niepokazanie morderstw dokonywanych przez Todda - naprawdę nie wiem, jak można było pominąć tak ważny element opowieści. Bez tego postać Todda jest niekompletna, jego przemiana i chore zapędy - właściwie niewiadome, a obawy przed złapaniem - nieuzasadnione. Jednym słowem brak w tym wszystkim sensu. No i psuje to zakończenie, które moim zdaniem jest dość średnie.
Również się zgadzam, pominięcie tych morderstw dokonywanych przez Todda moim zdaniem psuje całą historię.
A zakończenie to najgorsze co mogli zrobić...
Sorry ale ten, twórca filmu chyba czytał książkę "po łebkach" a już na pewno nie doczytał jej do końca.
Mocno się zawiodłem na tej produkcji. Przy czytaniu książki miałem dreszcze, przy oglądaniu tego wątpliwego "dzieła" postępowało rozczarowanie i znudzenie, a po zakończeniu pozostał niesmak.