Zawiodłem się, co tu dużo mówić. Film miał być straszny, dramatyczny, ale taki nie był. Nawet z thrillerem nie ma to dużo wspólnego. Człowieka zabijają dopiero pod koniec filmu i to jedyny drastyczny moment w filmie. Reszta to gadanie i różne inne pierdółki na pewno nie mające wiele wspólnego z horrorem. Aktorzy grają bardzo dobrze, szczególnie Brad Renfro w roli hitlerowca. Największa, główna wada tego tytułu to nuda. Miejscami jakaś akcja wydłuża się do tego poziomu, że palce same wędrują w okolice dziurek do nosa. Szkoda, bo może ten film jako dramat jest w miarę dobry, ale jako horror jest fatalny i nudny. Zainteresował mnie pod koniec, bo wtedy trochę się dzieje, ale wcześniej nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Doskonały temat na dreszczowiec, niestety nie spełniony. Gdy po obejrzeniu tego filmu, przeczytałem powieść Stephena Kinga, byłem w szoku. Książkę czyta się jednym tchem i nie czujesz nudy, a film....zawiodłem się, co tu dużo mówić.
Heh... Ten film nei jest po tym by straszyć, ale po to by potrząsnoąć widzem i opowiedzieć mu pewną historię... To opowieść o fascynacji złem i skutkach jakie z niej wynikają... Dobrze, że nie zaczęli onbcinać łbów... Wtedy to ja bym się zawiódł...
Aha! Hitlerowca grał Ian McKellen ;)
(film oglądałem wieki temu, więc mogłem coś pomieszać... ale na pewno mi się podobał)
Aleś dowalił. Faktycznie, lepiej by było gdyby McKellen był chorym maniakiem-mordercą-zboczeńcem- (dodaj co chcesz, jeśli brakuje) i zamiast gadania mordowałby staruszki tudzież szukał Żydów, których nie udało mu się zamordować w czasie wojny. Stary, nie wiem w ogóle czemu piszesz tutaj o horrorze? Kto powiedział, że ten film to horror? Kto powiedział, że film miał być straszny? Jeśli nie ma nic wspólnego z thrillerem to powiedz mi, co powinno być w thrillerze.
Tylko jedna ciekawa akcja? A co powiesz na scene z niedoszłą kocią pieczenią?;)
A czy nie dość "drastyczna" jest transformacja ucznia, który początkowo jedynie interesuje się historią hitlerowca, a pod koniec filmu sam zaczyna go przypominać... Zaczyna pragnąć władzy nad człowiekiem, tej samej, która przyczyniła się do zagłady tylu ludzi. I nie widzi w tym nic złego, przeciwnie jest nią zafascynowany...
Natomiast książki Stephena Kinga mają to do siebie, że zanim znajdzie się pierwsza ofiara, a akcja nabierze tempa czytelnik musi przewertować kilkaset stron takiego ukhm "gadania". I właśnie te wstępy decydują o natężeniu napięcia zarówno w filmach jak i książkach. Przecież nie będą zabijać się już na wstępie...